Nowa niemiecka koalicja rządząca liberałów, socjaldemokratów i Zielonych otwiera kraj na nową falę migrantów, którzy mają być niezbędni dla gospodarki i zatrzymania starzenia się społeczeństwa. Młodzi imigranci mają szanse na naturalizację już po 3 latach pobytu, o ile tylko nie wejdą w kolizję z prawem. Zapowiadane jest szeroko regulowanie pobytu, jest nawet pomysł wstrzymania deportacji osób, które nie dostały azylu, ale wykazują się „udaną integracją”. Lewicowy rząd nie dostrzega, że ewentualne pozytywne skutki dla gospodarki i nowe wpływy pieniędzy na fundusze emerytalne i podatki zniwelują wyższe wydatki na socjal, że pogorszy się bezpieczeństwo, a nawet wzrośnie zagrożenie zamachami islamistów.
W przypadku Niemiec to projekt na wskroś ideologiczny i próba tworzenie wielokulturowego tygla, który ma być zabezpieczeniem przed „powtórką z historii”. Trudno tu przecenić wpływ Niemiec na całą Europę. Jednak inne kraje, które nie mają powodu do kajania się za swoją historię, aż tak pozytywnie do zjawiska migracji nastawione nie są.
Po drugiej stronie Renu, we Francji prawicowa Francja opisuje jak to „w słowiańskiej Europie, która broni swojej tożsamości i kultury, migranci gromadzeni na granicy białoruskiej wracają do domów, bo zwyciężyła niezłomność Polaków w zapobieganiu inwazji”. Czerpią wręcz z tego faktu nadzieję na zatrzymanie pomysłów „technokratów z Unii Europejskiej” i przebudzenie narodowe w swoich krajach.
W tym kontekście piszą o obłudzie własnych elit, które leją krokodyle łzy nad śmiercią 30 migrantów na Kanale La Manche, kiedy to ich własna polityka i inercja doprowadziły do tych zdarzeń, razem z pseudohumanitarnymi organizacjami pozarządowymi, które wspierają od lat przemyty migrantów na wszystkich granicach Europy.
Nie tylko Polska, czy południe Europy, ale i Londyn zmaga się z największą „inwazją” przez kanał La Manche od czasu lądowania Normanów w 1066 r. Z Francji w niecały rok przedostało się przez La Manche ponad 26 000 nielegalnych imigrantów. 1000 osób przekroczyło wodną granicę w roku 2019 roku, około 8000 w 2020 roku.
Ta nagła „zwyżka” to zdaniem Londynu, zemsta za brexit, a także np. element francuskiego nacisku na porozumienie w sprawie rybołówstwa. Brytyjski rząd oferował Paryżowi pieniądze, dodatkowy personel i środki do patrolowania granicy. Byłą oferta wspólnych patroli z Francją na kanale La Manche. Paryż te propozycje odrzucił, tłumacząc to swoją… suwerennością.
Wnioski o azyl w Wielkiej Brytanii osiągnęły najwyższy poziom od 2004 roku. Krajowe Biuro Statystyki (Ons) informuje o 37 562 wnioskach o azyl tylko do września. 67 547 podań oczekuje na rozpatrzenie. Ich autorzy pochodzą głównie z Iranu, Erytrei, Albanii, Iraku i Syrii.
Tymczasem prezydent Francji Emmanuel Macron wzywa do wzmocnienia współpracy europejskiej w zakresie nielegalnej migracji, deklarując, że „Francja nie pozwoli, by Kanał La Manche stał się cmentarzem”. O to samo Włochy na próżno prosiły od lat. Śmierć migrantów zwróciła oczy polityków na Calais, ale na południu Europy przemyt setek migrantów trwa w najlepsze.
Czy coś się zmieni? Wątpliwe i nie chodzi tylko o dojście do władzy w Berlinie lewicowej i promigracyjnej koalicji. Reszta polityków składa tylko deklaracje werbalne i nie zamierza wiele w tej sprawie robić. Kryzys na wschodniej granicy Polski wywołał kakofonię deklaracji politycznych. Ze względu na zbliżające się wybory i własną opinię publiczną, francuski rząd poparł Warszawę, ale już minister ds. europejskich głośno deklarował, że nie chce w Europie żadnych nowych murów. Sprowadzanie migrantów i zastępowanie nimi tradycyjnych społeczeństw to proces polityczny, o którym mówi wprost np. francuska lewica (Jean-Luc Melenchon).
Nie należy więc liczyć w Europie na żadną zdecydowaną walkę z nielegalną imigracją. Pod hasłami humanitaryzmu ten proces będzie trwał, a nawet się pogłębiał. Dla przykładu francuski MSW Gérald Darmanin na mini-szczycie w niedzielę 28 listopada związanym z tragedią w Calais, spotykał się z kilkoma swoimi europejskimi odpowiednikami (ze spotkania wykluczono Wielką Brytanię).
Po szczycie grzmiał o „intensyfikacji walki z przemytnikami ludzi”, ale natychmiast dodał, że nie wolno wiktymizować samych migrantów, bo są to tylko ofiary. Stwierdził w końcu, że migranci na kanale to problem Wielkiej Brytanii, która powinna „ograniczyć swoją atrakcyjność” dla przybyszy. Według francuskiego ministra magnesem są przepisy brytyjskie, które „ułatwiają nielegalnym imigrantom znalezienie pracy” po drugiej stronie Kanału…
Migranci bywają „zakładnikami” polityki, a troska o nich okazuje się mocno obłudna. Dawne państwa narodowe są przeorywane tymczasem pomysłami ideologicznymi, które mają zmienić ich oblicze. Migracja, a nawet islam grają tych pomysłach niebagatelną rolę. Dlatego możliwość odparcia migracyjnego szturmu na poziomie unijnym wydaje się już niemożliwa. Dobrym przykładem były Włochy, gdzie pozbyto się szybko ze stanowiska MSW Salviniego, który zaczął z migracją walczyć na poważnie. Będzie miał z tego tytułu jeszcze sprawy w sądach.
Wbrew opinii zachodnich społeczeństw, plany ich „ubogacania różnorodnością” są dalej częścią unijnego projektu i to nie tylko lewicy. Na poziomie Brukseli to walka z wiatrakami, ale może czas na jakiś sojusz regionalny?