Konsulowi Polski zabroniono odwiedzin u polskiego więźnia, który odbywa karę więzienia za kontakty z separatystami

Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay
Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay
REKLAMA
Konsul RP w Dżakarcie nie uzyskał zgody indonezyjskich władz na sprawdzenie warunków przetrzymywania Polaka, który odbywa karę 7 lat więzienia za kontakty z separatystami w Papui Zachodniej – ustaliła Polska Agencja Prasowa.

42-letni podróżnik Jakub Skrzypski to pierwszy w historii cudzoziemiec skazany w Indonezji na podstawie przepisów o zdradzie stanu. Pochodzący z Olsztyna mężczyzna odbywa karę 7 lat pozbawienia wolności za to, że w 2018 roku spotykał się z członkami grup domagających się niepodległości Papui Zachodniej – najdalej na wschód wysuniętego indonezyjskiego regionu. Parlament Europejski i międzynarodowe organizacje broniące praw człowieka, w tym Human Rights Watch i Amnesty International, uznały Polaka za więźnia politycznego i wezwały do jego uwolnienia.

Jak dowiedziała się PAP, konsul RP w Dżakarcie Jakub Żaczek w rozpoczynającym się tygodniu zamierzał polecieć z wizytą do Papui Zachodniej i sprawdzić tam warunki przetrzymywania oraz stan zdrowia więźnia.

REKLAMA

W piątek, na kilka dni przed planowaną podróżą, indonezyjskie władze odmówiły jednak wydania zgody na jego wizytę. Stało się tak, mimo że w więzieniu ani w policyjnym areszcie w miasteczku, gdzie przetrzymywany jest polski skazany nie obowiązuje zakaz odwiedzin. Loty z Dżakarty do regionu także odbywają się bez zakłóceń.

Polska dyplomacja i zespół adwokatów Jakuba Skrzypskiego już wcześniej wielokrotnie zwracali uwagę na uchybienia, do których doszło w czasie jego procesu i toczącej się do 2019 roku procedury odwoławczej, ale to pierwszy raz, gdy indonezyjskie władze wprost zabraniają dyplomacie sprawdzenia stanu uwięzionego obywatela.

Od chwili aresztowania Skrzypskiego w sierpniu 2018 roku strona indonezyjska wielokrotnie ignorowała noty dyplomatyczne dotyczące uwięzionego Polaka oraz utrudniała pracownikom konsulatu dostęp do niego. Oskarżony, który wjechał do Indonezji jako turysta, zarzucił prokuraturze, że wbrew jego woli próbowała wyznaczyć mu adwokata z urzędu, wskazał też, że obecna na sali sądowej tłumaczka źle wywiązywała się ze swoich zadań, a w protokole z przesłuchań pojawiło się wiele nieścisłości.

Rzecznik indonezyjskiego resortu dyplomacji Teuku Faizasyah w oświadczeniu przesłanym PAP odrzucił wszystkie zarzuty dotyczące traktowania Polaka niezgodnie z międzynarodowymi standardami. W 2019 roku stwierdził, że odpowiedzi na noty dyplomatyczne są udzielane wtedy, „kiedy jest to potrzebne”.

Monitorowanie stanu uwięzionego turysty utrudnia niedostępność miejsca, w którym odbywa karę. Skrzypski jest przetrzymywany w górskim miasteczku Wamena, do którego do niedawna nie prowadziły żadne przejezdne drogi, a transport odbywa się głównie samolotami. Cały region jest odległy od stołecznej Dżakarty o około 4 tys. kilometrów.

Sporadyczny dostęp do skazanego ma jedynie jego adwokatka Latifah Anum Siregar, która ostatnio widziała się z nim na początku listopada. Jak powiedziała PAP, polski więzień był wówczas w ogólnie dobrym stanie. W kwietniu złożono wniosek o jego ułaskawienie. Wśród argumentów wymieniono obawy o pogarszający się stan zdrowia podróżnika, który w celi bardzo schudł i przeszedł infekcję oka, trwającą pandemię oraz nieprzewidywalność wybuchających w regionie walk między siłami rządowymi i papuaskimi bojownikami. Latifah zastrzegła, że procedura ubiegania się o ułaskawienie może zająć nawet dwa lata i nie ma gwarancji, że zakończy się sukcesem.

Niejasne jest, jaka będzie reakcja polskiego MSZ na uniemożliwianie dyplomatom upewnienia się o bezpieczeństwie swojego obywatela. W odpowiedzi na telefoniczną prośbę o komentarz ambasada RP w Dżakarcie odesłała PAP do rzecznika resortu dyplomacji. Do chwili publikacji depeszy z biura prasowego ministerstwa nie przyszła odpowiedź na zadane pytania.

Papua Zachodnia to bogaty w zasoby, najdalej na wschód wysunięty region Indonezji. Władze w Dżakarcie formalnie anektowały tę dawną holenderską kolonię w 1969 roku, po referendum, które – według papuaskich organizacji niepodległościowych – nie spełniało międzynarodowych standardów. Od tamtego czasu w regionie trwa, ze zmienną intensywnością, zbrojne powstanie. Do dwóch wschodnich prowincji nie są wpuszczani zagraniczni dziennikarze ani pracownicy międzynarodowych organizacji. Mieszkańcy Papui oskarżają indonezyjskie siły bezpieczeństwa o rutynowe łamanie praw człowieka, a pochodzące z Jawy elity – o odbieranie im ziemi i rabowanie bogactw naturalnych.

Źródło: PAP

REKLAMA