Sommer: Galopadą cen w stronę polexitu

Banknot stu złotowy oraz Tomasz Sommer. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay/screen YouTube (kolaż)
Banknot stu złotowy oraz Tomasz Sommer. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Pixabay/screen YouTube (kolaż)
REKLAMA
Szanowni Czytelnicy! Mamy nowy numer Najwyższego Czasu! 01-02 (2022). Jest już do kupienia w Internecie i w dobrych punktach prasowych!

Gdy wychodził pierwszy numer „Najwyższego CZASU!”, a przypominam, że było to w końcu marca 1990 r., kosztował 1000 złotych. Na koniec 1994 r., czyli niecałe pięć lat później, cena ostatniego w tamtym roku numeru podwójnego wynosiła już… 15 tys. zł. Przy czym cena ta połączona była z nową, mniejszą ceną – 1,5 zł, bo szykowała się tzw. denominacja, czyli odcięcie z cen czterech zer.

Po denominacji pierwsza cena numeru normalnego wynosiła złotówkę. Teraz mamy rok 2022 i właśnie dochodzimy do poziomu 10 zł. Łatwo z tego wyliczyć, że gdyby nie denominacja, to obecna cena tygodnika wynosiła by równe 100 tys. zł. Czyli waluta od początku 1990 r. straciła już na wartości 100 razy. Ta strata to jest podatek pieniężno-inflacyjny, którego nie ma w żadnej ustawie, bo przecież „inflacja robi się sama”, „to wynik okoliczności zewnętrznych”, „to są procesy makroekonomiczne, na które nie mamy wpływu” itp., itd. Te wszystkie stwierdzenia to oczywiście są kłamstwa, bo inflacja ma charakter tylko i wyłącznie budżetowo-fiskalno-bankowocentralny.

REKLAMA

W dużym uproszczeniu wynika z drukowania pieniądza, co obecnie uzupełniono o machinacje wykonywane przy pomocy banków centralnych, nazywane „luzowaniem ilościowym”. Gdyby władza chciała, to żadnej inflacji by nie było.

Co więcej, byłaby deflacja, która jest najlepszym zabezpieczeniem ludzi na starość, bo sprawia, że posiadane przez nich środki pieniężne zyskują na wartości wraz z rozwojem gospodarki. Ale władza nie chce deflacji, która oddaje ludziom wolność. Chce inflacji, bo chce socjalizmu, który tę wolność ludziom zabiera. Bo inflacja niszczy gospodarkę, a zniszczeni ekonomicznie ludzie oddają się pod „opiekę” państwa. Tyle że socjalizm żadnej opieki nie daje i wszystko niszczy, więc jego koszty z każdym rokiem rosną. A gdy rosną, to finansuje się je z jedynego dostępnego źródła, czyli znów przy pomocy inflacji.

W którymś momencie historii inflacja doprowadziła do bankructwa ludzi we wszystkich chyba krajach świata. Celowo piszę „doprowadziła ludzi”, a nie państwa, bo państwa, posiadając aparat przymusu, nie mogą zbankrutować. Jak to ujął cynicznie Jerzy Urban: „rząd się sam wyżywi”. Wyżywi się właśnie przy pomocy inflacji, bo przecież ministrowie i urzędnicy zawsze będą sobie dawać podwyżki powyżej inflacji. Więc to nie oni poniosą jej koszty. Więcej, oni nawet zarobią, bo dodrukowane pieniądze trafią w pierwszej kolejności do nich, więc skorzystają jeszcze z ich większej siły nabywczej.

Gdy te pieniądze dotrą na dół ekonomicznej piramidy, ta siła nabywcza będzie już pomniejszona o inflację. Teraz w Polsce mamy powrót inflacji, której winny jest po części rząd krajowy, a po części rząd unijny, który coraz bardziej panoszy się w krajach UE. Ani jeden, ani drugi rząd zdaje się nie przyjmować do wiadomości swojej odpowiedzialności za obecną sytuację. To niestety bardzo zły prognostyk, bo póki rządzący nie przyjmą do wiadomości swojej odpowiedzialności, inflacji nie zatrzymają.

Zacznie się jej kolejny objaw, czyli tzw. galopada cen. Niestety wydaje się, że właśnie jesteśmy na początku tego zjawiska. Galopada cen z kolei powoduje ucieczkę od kapitału, ucieczka od kapitału prowadzi do bezsensownego, bo awaryjnego jego lokowania, co z kolei prowadzi do przybrania przez gospodarkę nieoptymalnego kształtu, na którym ucierpi całe społeczeństwo.

Jaka jest więc moja prognoza na rok 2022? Niestety niezbyt optymistyczna: czeka nas galopada cen, wypychanie ludzi do szarej strefy i oczywiście nasilona walka coraz bardziej rabunkowego państwa z tą szarą strefą, połączona oczywiście ze wzrostem podatków.

Czy jest gdzieś promyk nadziei? Tylko w tym, że szokujące podwyżki, które czekają nas w przyszłym roku, być może przyspieszą polexit, który jest warunkiem uzdrowienia sytuacji.

Szanowni Państwo, mimo wszystko życzę: Do siego roku! Bo nie takie inflacje jak obecnie szczęśliwie udało się nam przetrwać. Powstaje tylko pytanie: po co ciągle wchodzić do tej samej rzeki, skoro doskonale wiemy, że płynąca w niej woda jest brudna i w dodatku zimna?

REKLAMA