Bezpieczeństwo państwa zagrożone. Gigantyczny wyciek z polskiej armii

Obchody Święta Wojska Polskiego. (obm/awol) PAP/Marcin Obara
Obchody Święta Wojska Polskiego. (obm/awol) PAP/Marcin Obara
REKLAMA
Onet podaje, że baza zasobów polskiego wojska „od śrubek i zeszytów po pociski przeciwpancerne oraz myśliwce F-16” wyciekła do Internetu. W sieci miały pojawić się informacje, które obce wywiady mogą z łatwością wykorzystać przeciw nam. W sumie wyciec miało ponad 1,7 mln pozycji. Z punktu widzenia polskiej obronności to tragedia na nieoszacowaną skalę.

Do wycieku miało dojść w niedzielę 9 stycznia. Jednak wojsko zorientowało się dopiero dzień później. Czyli przez cały dzień z wyciekiem nic nie robiono, a obce wywiady mogły swobodnie korzystać z danych.

Wyciek zauważyło dopiero Narodowe Centrum Bezpieczeństwa Cyberprzestrzeni, które poinformowało o nim wojskowe służby.

REKLAMA

„Ujawnione w sieci wojskowe dane liczą 1 mln 757 tys. 390 zapisów” – ujawnia portal. „Każda pozycja, czyli zapis, to zgłoszone zapotrzebowanie każdej jednostki na sprzęt — od całych F-16, przez ciężką broń, jej części, amunicję do niej, części zamienne, po mundury, bieliznę, koce oraz sprzęt komputerowy, a nawet sztandary i dyplomy” – czytamy.

Poza tym wśród danych można odnaleźć rodzaje oprogramowania i licencje, które kupuje polskie wojsko.

„Czytelnik zasobów bazy poznaje konkretne programy do ekstrakcji i pogłębionej analizy danych z telefonów komórkowych i komputerów, a także te do przeszukiwania e-maili. Widzi, jakich programów używa wojsko do obsługiwania systemów informatycznych i sprzętu wojskowego” – czytamy.

Do czego mogą takie dane posłużyć obcym wywiadom? Białorusini, Rosjanie, Niemcy, a nawet zwykli amatorzy, z łatwością dowiedzą się z wycieku, jakie są braki w sprzęcie w polskiej armii i który sprzęt jest obecnie wadliwy. Gdyby ktoś chciał nas dzisiaj zaatakować, to mógłby to zrobić z dziecinną łatwością.

Służby badają, w jaki sposób dane wyciekły do Internetu. Najprawdopodobniej nie jest to jednak wynik działań szpiegów z obcych państw, ale wynik braku profesjonalizmu.

Onet pisze, że „najprawdopodobniej jeden z informatyków Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych w Bydgoszczy – instytucji, która odpowiada za zakupy dla wojska oraz magazynowanie sprzętu i części zamiennych – stworzył autorski program, do którego skopiował dane z niejawnych wojskowych systemów”.

Mowa o danych z Jednolitego Indeksu Materiałowego, które połączono z wybranymi bazami danych ze Zintegrowanego Wieloszczeblowego Systemu Informatycznego Resortu Obrony Narodowej ZWSI RON.

Jeśli te rewelacje okażą się prawdą, to możemy mówić nie o „wpadce”, ale o ogromnej tragedii, którą będzie trudno naprawić przez długie lata.

Do informacji portalu odniosło się w piątek rano Ministerstwo Obrony Narodowej.

„Sprawa jest szczegółowo analizowana przez służby. Trwa wyjaśnianie czy doszło do wycieku oraz czy ujawniony plik faktycznie został wytworzony w Siłach Zbrojnych RP” – czytamy w oświadczeniu MON opublikowanym na stronach resortu.

„Na obecnym etapie postępowania branych jest pod uwagę wiele scenariuszy np. że jest to testowy plik przeznaczony do testowania oprogramowania. Bazy produkcyjne w Siłach Zbrojnych RP obligatoryjnie używane są tylko w specjalnie do tego przeznaczonych systemach wojskowych. Trwają również analizy, czy wykaz nie jest plikiem pomocniczym wykorzystywanym przy realizacji jawnych zakupów publikowanych na BIP” – podał MON.

Resort podkreślił również, że do zakończenia postępowania wyjaśniającego nie będzie komentować sprawy.

Źródło: Onet/PAP

REKLAMA