„Rzeczpospolita” opisuje aferę Getbacku. Łapówki za ochronę, wątki od Mosadu po CBA

GetBack w Warszawie. / fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
GetBack w Warszawie. / fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
REKLAMA
Akt oskarżenia w tzw. aferze Getbacku Prokuratura Regionalna w Warszawie złożyła tydzień temu w sądzie. Postawiono zarzuty 11 osobom. „Jak trzeba zapłacić komuś łapówki, to pieniędzy nie zbraknie” – miał powiedzieć Konrad K. do Piotra B., który chwalił się wpływami w służbach.

Jak opisuje dziennik „Rzeczpospolita”, który dotarł do akt, były prezes liczył, że zadba on o to, by nie interesowały się nim ABW i CBA. Po to zaangażował też dwie inne osoby.

Od grudnia 2017 r. spadał kurs akcji Getbacku, na co wpłynął m.in. kryzys wizerunkowy, gdy wyszło, że do spółki przez kancelarię komorniczą wypływały z państwowego systemu PESEL-NET dane o dłużnikach. ABW zatrzymała pracownika Getbacku Grzegorza G. (były asesor u komornika) i choć spółka go zwolniła, jej wizerunek ucierpiał. Trudną sytuacją finansową spółki Konrad K. starał się zainteresować kręgi rządowe i służby, sugerując, że upadek Getbacku może być odebrany jako „Amber Gold PiS-u” – wskazują śledczy.

REKLAMA

Jak podaje „Rz”, śledczy ustalili, że kontakty miał mu zapewnić poznany w 2017 r. Piotr B., mający „znajomości w ABW, CBA, wśród polityków i w… izraelskich służbach specjalnych”. I istotnie, organizował on spotkania Konrada K. z politykami i agentami CBA.

Z ustaleń śledczych wynika także, że około dwóch miesięcy przed zatrzymaniem Konrad K., gorączkowo szukając dofinansowania dla Getbacku, dotarł nawet (przez Piotra B.) do Kornela Morawieckiego – ojca premiera, który podczas spotkania zadzwonił do syna. Premier uciął rozmowę – odpowiedział przez telefon, że „zna sprawę i żeby ojciec się w to nie wtrącał”.

Piotr B. miał ludziom ze służb dawać „korzyści finansowe” (co przyznał Konrad K.). Miał też „koordynować” śledztwa przeciw komornikowi i Grzegorzowi G., by służby „nie ruszały” prezesa. A gdy między zarządem Getbacku i głównym akcjonariuszem – Abris Capital Partners – powstał konflikt co do nowej emisji akcji spółki, B. miał zainspirować służby, by na nich skierowały śledztwo.

Za „pomoc” Piotr B. dostawał (pod pozorem usług bezpieczeństwa w biznesie) 50 tys. zł, a potem aż 287 tys. zł miesięcznie i kwotę „dowolnie ustalaną przez strony”. Sumy na fakturach rosły kaskadowo, co – jak twierdzą śledczy – dziwiło nawet osoby z zarządu Getbacku.

Kiedy firmie Piotra B. wypłacono 1,4 mln zł za dwie ostatnie faktury, Getback musiał ubiegać się w Funduszu Abris o pożyczkę „ratunkową”, by nie stracić płynności – zauważa prokuratura. Firma B. zyskała łącznie 7,3 mln zł.

„Rzeczpospolita” donosi, że w podobny sposób byli opłacani Kinga J.M. (z branży mediów) i Radosław K., o którym mówiła, że „dużo może”. Konrad K. skonfliktowany z osobami z Funduszu Abris miał zlecić parze postaranie się, by do siedziby tej firmy „weszły służby”. Śledztwo potwierdziło, że para nagrywała potajemnie wielu rozmówców, nawet samego Konrada K.

Umowę na „analizę rynku i konkurencji” zawarto z Kingą M.J. na 4,3 mln zł – ostatecznie dostała 3,2 mln zł. Za część kwoty kupiła Maserati Levante i spłaciła karty kredytowe. Ok. 2 mln zł otrzymał Radosław K. – twierdził, że 460 tys. dał funkcjonariuszowi CBA Robertowi P., resztę wydał w kasynach, na drogie zegarki i ubrania. „Czy istotnie opłacał kogoś z CBA? Ten wątek jedna inna prokuratura umorzyła” – pisze „Rz”.

„Rz” wskazuje, że Konrad K. w śledztwie przyznał, że pieniądze płacone Piotrowi B. i Kindze M.J. były m.in. „na łapówki dla funkcjonariuszy różnych służb”. Wskazał też, że osoba z zarządu otrzymała 615 tys. zł za „doradztwo biznesowe”, co było fikcją. Później zmienił stanowisko i do niczego się nie przyznał, mówił, że wszystko robił dla „ratowania spółki”. Ale potwierdził, że Kinga M.J. i Piotr B. pełnili rolę „koordynatorów ds. służb specjalnych” i za to byli wynagradzani.

Źródło: „Rzeczpospolita”/ PAP

REKLAMA