Kandydatka centroprawicy wypadnie z wyścigu o prezydenturę Francji? Zwala winę na „seksizm” swoich rodaków [VIDEO]

Flaga Francji.
Flaga Francji - zdj. ilustracyjne. (Fot. Unsplash)
REKLAMA
Valerie Pecresse jest kandydatką na prezydenta Francji centroprawicowej partii Republikanie (RN). Po „aferze Fillona” w 2017 roku partia nie może się odrodzić z porażki. Pecresse miała być szansą na zjednoczenie szeregów RN. Zdaje się jednak, że te podziały tylko pogłębi…

Po wygraniu prawyborów w centrum, Pecresse wyszła w sondażach na drugie miejsce za Macrona i w jednym z takich badań pokonała nawet urzędującego prezydenta w II turze.

Efekt nowości jednak minął, a rozpoczęcie oficjalnej kampanii w ostatnią niedzielę 13 lutego w sali Zenith w Paryżu okazało się katastrofą.

REKLAMA

Bardzo drętwe przemówienie kandydatki spuściło ze zgromadzonych tam ludzi powietrze. Ona sama sięgała ciągle po szklankę wody i traciła „charyzmę” z minuty na minutę. Media uznały po jej wystąpieniu, że jest „nie-prezydencka”.

Jednak krytykowana po fatalnym wiecu paryskim Valérie Pécresse uznała, że jest „ofiarą „maczyzmu” i przywołała na obronę argument „seksizmu w polityce i mediach”. Tym tłumaczyła falę krytyki, która na nią spadła po spotkaniu.

Chyba ma rację, bo nawet przegrywając, trzeba się umieć zachować… po męsku. Kandydatka Republikanów na antenie BFM TV broniła się, że jest człowiekiem czynu, a nie przemówień, mówiła o problemach technicznych, ale przede wszystkim obwiniała społeczny… seksizm.

„Mamy medialny fenomen, który ma miejsce w tej kampanii, ponieważ kobiety są inne, ponieważ mają różne sposoby myślenia” – twierdziła Valérie Pécresse.

Twierdziła też, że „kandydaci płci męskiej są ulubieńcami mediów”. Można i tak…, ale chyba wielka szansa powoli jej ucieka. Nic dziwnego, że kilku działaczy jej partii zdecydowało się zasilić obóz Macrona.

REKLAMA