Prezydent chyba coraz bardziej odlatuje. W czwartek 3 marca oświadczył w orędziu do rodaków, że że „Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród”. Wygląda na to, że mają tam „wojnę domową”. Z tym, że może KGB-ista zapomniał, że takie wojny bywają najkrwawsze…
Putin nie wyjaśnił, ktotu robi za Hutu, a kto za Tutsi. Powtórzył jednak Rosjanom, to samo co mówił prezydentowi Francji, że jego „operacja wojskowa na Ukrainie idzie zgodnie z planem”.
Putin nadal nazywa agresję na Ukrainę „specjalną operację wojskową” wymierzoną w „nazistów” i „narkomanów”. Miał być jednak „blitzkrieg” i szybkie „wyzwolenie” spod władzy owych „nazistów”, a tymczasem armia rosyjska ugrzęzła.
Wygląda na to, że Moskwa szykuje się na dłuższą wojnę, a po niej miałoby nastąpić nie tyle zainstalowanie marionetkowej, prorosyjskiej władzy, co prawdopodobnie scalenie całej Ukrainy z Rosją.
Teza o „jednym narodzie” brzmi dla Ukrainy niebezpiecznie i właściwie wyklucza jakiekolwiek negocjacje. Taka deklaracja ma też konsekwencje dla Białorusi. To także „bratni naród”, więc z uścisku niedźwiedzia Łukaszenko się już nie wydobędzie.
Źródło: AFP