
Przed krakowskim sądem ruszył proces organizatorów i uczestników manifestacji, podczas której na symbolicznych szubienicach powieszono zdjęcia europosłów. Wcześniej prokuratura dwukrotnie umorzyła tę sprawę, ale eurodeputowani PO skierowali przeciwko narodowcom tzw. subsydiarny akt oskarżenia.
Manifestacja odbyła się w listopadzie 2017 roku w Katowicach pod hasłem „Stop współczesnej Targowicy. Manifestacja w obronie wartości narodowych i patriotycznych”.
Wówczas symbolicznie na szubienicach powieszone zostały zdjęcia sześciorga europosłów, którzy zagłosowali za rezolucją Parlamentu Europejskiego ws. praworządności w Polsce.
Przyczynek manifestacji z „szubienicami”
W rezolucji, której treść stała się przyczyną zorganizowania manifestacji, polski rząd został wezwany do przestrzegania postanowień dotyczących praworządności. PE wyraził m.in. zaniepokojenie proponowanymi zmianami w przepisach dotyczących polskiego sądownictwa, które „mogą strukturalnie zagrozić niezawisłości sądów i osłabić praworządność w Polsce”.
W dokumencie znalazł się też apel PE do polskiego rządu, by potępił – jak napisał Parlament – „ksenofobiczny i faszystowski” Marsz Niepodległości.
Przeciwko rezolucji tej głosowali europosłowie PiS, SLD wstrzymało się od głosu, eurodeputowani PSL nie wzięli udziału w głosowaniu. Większość PO też wstrzymała się od głosu, ale sześcioro europosłów poparło ten dokument. To Róża Thun (wubiegłym roku opuściła struktury PO), Michał Boni, Danuta Huebner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka i Julia Pitera.
To właśnie ich zdjęcia uczestnicy manifestacji zawiesili na szubienicach.
Po wcześniejszym umorzeniu tej sprawy przez prokuraturę, w połowie lutego ub.r. pełnomocnik europosłów przesłał do Sądu Okręgowego w Katowicach subsydiarny akt oskarżenia przeciwko organizatorom i uczestnikom demonstracji. Kilka miesięcy później Sąd Najwyższy zdecydował, że sprawę rozpozna krakowski sąd.
Zeznania Róży Thun
Podczas rozprawy swą przemowę wygłosiła Róża Thun. Wydarzenia, które miały miejsce podczas manifestacji, określiła jako „niezwykle brutalne i dramatyczne”. Prezentowane wówczas treści i słowa odbiera zaś jako „nawoływanie do przemocy” w stosunku do niej, a także „silne i agresywne wyrażenie nienawiści” ze względu na jej polityczną działalność.
Zaznaczyła też, że skutki tych wydarzeń do dziś odczuwa zarówno ona, jak i jej bliscy i współpracownicy.
„W tym stresie funkcjonujemy już od kilku lat. Poza tym wylewa się na mnie hejt, z użyciem słów najcięższego kalibru, takich jak 'zdrajca’, 'targowica’ oraz oczywiście 'nie-Polka’. Permanentne usiłowanie pozbawienia mnie polskości jest czymś bardzo charakterystycznym, co bardzo się nasiliło, czymś, co wcześniej nie zdarzało się tak często, intensywnie i brutalnie” – mówiła Thun.
Przed sądem stwierdziła też, że wciąż towarzyszy jej „obciążające poczucie zagrożenia”.
„Uważam, że możemy się politycznie różnić, ale nie może to prowadzić do nawoływania do przemocy, a do normalnego dialogu, głosowań i wyborów. W tej sprawie jednak zwróciłam się do sądu, ponieważ nastąpił symboliczny akt przemocy” – wyjaśniła europoseł.
Zeznania uczestników manifestacji
Zupełnie inaczej na sprawę patrzą uczestnicy manifestacji – dwóch z nich złożyło w piątek wyjaśnienia przed sądem.
Jerzy J. powtórzył słowa swojego wcześniejszego oświadczenia, w którym przeprosił każdą osobę, która „poczuła się tym happeningiem urażona lub zagrożona”.
„Niech wie, że nie to było naszym celem. Był nim obywatelski sprzeciw wobec głosowania przeciwko Polsce” – argumentował.
Mężczyzna przeprosił przed sądem obecną tam europoseł.
„W tej sytuacji nie mam problemu z tym, żeby przeprosić, ale ja też czuję się źle, jeśli ktoś kieruje pod moim adresem słowo faszyzm” – dodał.
Z kolei Jacek L. przekonywał sąd, że celem grupy było to, aby przekaz manifestacji „był dość wyrazisty, mogący także wzbudzić kontrowersje, i żeby też odbił się medialnie”.
„Dlatego postanowiliśmy zastosować 'kostium historyczny’ i 'kostium kulturalny’, gdyż nawiązywaliśmy do powstania kościuszkowskiego i do działalności tzw. konfederacji targowickiej” – tłumaczył.
Zapewnił jednak, że innym uczestnikom manifestacji przedstawiony został kontekst historyczny.
„Mówiłem też, że społeczeństwo i obywatele mogą różnie reagować na szkodliwą działalność polityków, niezależnie od opcji, ale zaznaczyłem, że w obecnym czasie głównym narzędziem do rozliczania ich jest urna wyborcza” – podkreślił L.
Prokuratura dwukrotnie umarzała sprawę
Wcześniej katowicka prokuratura, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, dwukrotnie je umorzyła, nie dopatrując się przestępstwa. Krytycznie oceniła jednak sposób wyrażania swoich poglądów przez uczestników zgromadzenia.
Chociaż demonstracja z szubienicami odbywała się w Katowicach sprawę rozpatruje krakowski sąd, bo jeden z oskarżonych narodowców to na co dzień asystent sędziego z katowickiego sądu.
Proces ruszyć miał już na początku lutego, ale jeden z adwokatów reprezentujących organizatorów i uczestników manifestacji, chciał wyłączenia ze składu orzekającego sędziego Macieja Czajki. Zarzucił aktywnie działającemu w stowarzyszeniu sędziów Themis Czajce, zaangażowanie w „spór polityczny po jednej ze stron”. Sędzia pozostał jednak w składzie.