Anzor Anżyjew zawodnik MMA z Czeczenii (7 – 2) wyznał w rozmowie z portalem sports.pl, że nie może powrócić do swojej ojczyzny. Czeczen obawia się, że trafiłby do więzienia.
30-letni Anżyjew ostatni pojedynek stoczył w 2017 roku w wadze koguciej na gali KSW 38. Rozbił wtedy Kamila Selwę.
Miał jeszcze zawalczyć z Antunem Raciciem (25-8-1), ale walkę odwołano, bo Anzhiev miał problemy ze zbiciem wagi.
Zawodnik zapowiedział, że wróci do walki, ale w wyższej niż wcześniej kategorii wagowej.
Anżyjew nie wróci natomiast do swojej ojczyzny – Czeczenii. Wszystko przez to, że obawia się, iż rosyjskie służby zamkną go w więzieniu.
W wywiadzie dla sports.pl zawodnik opowiedział swoją historię – jak wyjechał z Rosji i co może się stać, gdy spróbuje wrócić.
– Bardzo mi zależało, żeby z wyjazdem pomógł mi ktoś zaufany. Kilka razy próbowałem uciec z Czeczenii, ale koniec końców łapały mnie służby. I nie było wtedy kolorowo. Byłem bity i torturowany. Próbowali dowiedzieć się, gdzie jest mój brat i gdzie chowają się partyzanci. Ale nie chcę za bardzo o tym gadać – powiedział zawodnik.
– Wiem, że dziś nie mogę wrócić do ojczyzny. Jak wrócę, to – mimo, że nic nie zrobiłem – mógłbym zostać skazany na 15 lat, albo i więcej. Mógłbym też zniknąć. Wielu ludzi wciąż znika. Nie chcę mówić, że u nas jest jak w Korei Północnej, ale niewiele się różni pod pewnymi względami – stwierdził.
– Musiałem uciec z kraju (..) No właśnie. Ci, którzy pomagają Rosji, to dla mnie rosyjscy żołnierze i tyle. W 1994 i w 1999 roku było to samo. Też znajdowali się tacy, co przeszli na stronę silniejszego, czyli Rosji i zabijali swoich braci i siostry z Czeczenii – powiedział Anżyjew.
– W mediach mówią, że takie oddziały “Czeczenów” liczą 20 tysięcy ludzi, ale to bzdury. W rzeczywistości jest ich dziesięć razy mniej. Żaden honorowy człowiek nie będzie wspierał Rosji. Jestem przekonany, że 95 proc. Czeczenów nigdy nie będzie po ich stronie – uważa zawodnik.
Źródło: sports.pl