Prezydenci Macron i Putin ponownie rozmawiali przez godzinę. Rozszerzono tematykę

Putin i Macron przy stole.
Rozmowy Władimira Putina z Emmanuelem Macronem. (Fot. Kreml)
REKLAMA
Rozmowa zaczęła się o 16:30, zakończyła o 17.30. Wcześniej Pałac Elizejski informował, że zostanie poruszony temat sytuacji humanitarnej w Mariupolu. Sytuacja jednak zmieniła się po rozmowach w Stambule.

Mówi się, że podczas negocjacji w Turcji Ukraina i Rosja „osiągnęły pewne postępy”. Moskwa zapowiedziała nawet częściowe wycofanie wojsk z okolic Kijowa i Czernihowa. Jednak wyzdrowiały minister obrony Siergiej Szojgu zapowiedział, że Moskwa skoncentruje się teraz na swoim „głównym celu”, czyli „wyzwoleniu Donbasu”.

Po raz pierwszy Rosja nie wykluczyła jednak spotkania Putin-Zełenski. Warto jednak dodać, że jednocześnie tego samego dnia, Putin oświadczył, iż „ukraińscy nacjonaliści w Mariupolu muszą złożyć broń”.

REKLAMA

Sygnały są pozytywne, chociaż ciągle sprzeczne. W Paryżu chcieliby już zakończenia konfliktu, więc prezydent Macron znowu dzwonił dziś do Putina. Rozmowa była anonsowana już w niedzielę, ale tematykę poszerzono.

Okazało się jednak, że był to prawdopodobnie kolejny telefon po nic. Zaraz po rozmowie Elisée ogłosiło, że „operacja humanitarna w Mariupolu jest niemożliwa na tym etapie”. Putin obiecał jednak, że się „zastanowi”.

Według Kremla obaj przywódcy omówili rozmowy w Stambule oraz kwestie związane z decyzją Moskwy o płaceniu w rublach za eksport gazu. Uzgodniono także „kontynuację kontaktów”.

A francuskie media piszą, że Macron stoi „na czele działań dyplomatycznych mających na celu zapewnienie zawieszenia broni i rozpoczęcie rozmów, bo przewodniczy Unii Europejskiej” i dlatego „kilka razy w tygodniu dzwoni do Władimira Putina i Wołodymyra Zełenskiego”.

Muszą jednak przełknąć, że to turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan, którego niezbyt tu lubią, „wchodzi w rolę mediatora między Kijowem a Moskwą”.

Niewątpliwie dodatkowy telefon prezydenta Macrona na Kreml po dniu negocjacji w Stambule, nie zaszkodzi, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że nie chodzi tu tylko o francuską prezydencję w UE, ale i o kampanię wyborczą w tym kraju.

REKLAMA