Polska. Aktywiści LGBT nękają swojego byłego działacza. Byli nawet u jego babci

Tolerancja w wersji lewicowej Źródło: NCzas
Obrazek ilustracyjny. Źródło: NCzas
REKLAMA

Waldemar Krysiak, znany w sieci jako „Gej przeciwko światu” i „Myślozbir”, to były aktywista LGBT, który obecnie demaskuje niebezpieczne akcje tego środowiska. Z tego powodu jest szykanowany przez lewą stronę. Ostatnio jednak LGBT-owcy przekroczyli pewną granicę.

Krysiak to koszmar dla środowiska LGBT – jest homoseksualistą, a jednocześnie nie utożsamia się z grupą spod znaku ciągle rosnącej liczby liter. To, co najbardziej przeszkadza LGBT-owcom, to fakt, że Krysiak skutecznie demaskuje wiele ich działań – często nielegalnych.

Szczególnie skuteczne są działania Krysiaka na polu walki z nielegalną tranzycją młodocianych (środowisko zmiennopłciowców umożliwia nieletnim korzystanie z różnych środków i technik, które rzekomo mają prowadzić do zmiany płci, a rzeczywiście mogą okaleczyć takiego młodego człowieka).

REKLAMA

„Myślozbir” na stałe mieszka w Niemczech, więc polscy działacze LGBT nie mają do niego dojścia. Grożą mu jedynie przez Internet. Raz ponoć ktoś naszedł jego byłego partnera.

Ostatnio jednak tęczowi aktywiści przekroczyli pewną granicę. Jeden z nich zapukał do drzwi babci Krysiaka.

– Babcia skołowana, bo czegoś takiego się nie spodziewała. Najpierw myślała, że to pewnie jakiś mój znajomy. Dopiero jak zmienił się i zaczęło się to wygrażanie, zrozumiała, że coś jest nie tak. To są ludzie chorzy psychicznie. Domyślam się nawet, skąd mają adres. Z mojej dawnej organizacji LGBT sprzed lat. Tylko oni go mogli podać dalej. Sam nie wiem, kto to mógł być – mówi Krysiak w rozmowie z Tysol.pl.

W mediach społecznościowych napisał:

Jestem w szoku. Jestem wściekły.

Do miejsca gdzie mieszka moja babcia przyjechał nieznany mężczyzna i żądał mnie widzieć. Babcia powiedziała, że mnie tam nie ma, a on groził, że i tak mnie dorwie, a ja zapłacę za to co robię.

A więc aktywiści #LGBT 🏳️‍🌈 zaatakowali moją rodzinę

I w kolejnym wpisie:

Mojej babci, na szczęście, nic się nie stało: gdy nie wydała o mnie żadnej informacji, mężczyzna (wysoki, ok. 30l) odjechał, pomstując, że i tak mnie znajdzie.

Ja o wszystkim dowiedziałem się przez telefon od mamy.

To. Jest. Chore.

REKLAMA