Naiwność unijnej polityki klimatycznej brutalnie obnażona

Zielony komunizm Źródło: Twitter
Zielony komunizm Źródło: Twitter
REKLAMA

Jak szybko można zweryfikować utopijne projekty, unaoczniła nam pięknie wojna na Ukrainie. Wraz z jej wybuchem i pogłębieniem konfliktu Zachodu z Rosją nagle okazało się, że unijna polityka klimatyczna to mrzonka.

Dygnitarze Unii Europejskiej, a zwłaszcza kreatorzy jej polityki klimatycznej, która sprowadza się do radykalnej transformacji energetycznej w duchu ekologizmu, doznali niemiłego zetknięcia z rzeczywistością.

REKLAMA

Realia wojny na Wschodzie, które wiążą się z nałożeniem sankcji na Moskwę i uniezależnianiem się od dostaw jej gazu, brutalnie zweryfikowały utopijne założenia Europejskiego Zielonego Ładu z całym jego trendem dekarbonizacyjnym. Zaistniały kryzys wymógł na decydentach ponowne przeanalizowanie polityki wobec górnictwa i tradycyjnej energetyki węglowej. Jak można było przewidzieć, stary dobry węgiel jawi się teraz jako szybka alternatywa dla importu paliw kopalnych z Rosji.

W kryzysie wracamy do węgla i atomu

Dopiero konflikt zbrojny uświadomił UE z Niemcami na czele, że bez rosyjskich rurociągów Wspólnota nie wyrobi należytego zapotrzebowania na energię elektryczną. Same odnawialne źródła energii, chociaż zgodne z zieloną agendą klimatyczną, nie są w stanie zapewnić europejskim krajom bezpieczeństwa. W ciągu ostatnich tygodni optyka unijnych komisarzy uległa niespodziewanemu przeobrażeniu. Do łask wróciła energetyka jądrowa, która jest wskazywana jako całkowicie zeroemisyjne, stabilne źródło energii. Zareagowali również nasi krajowi politycy.

Jak zauważyła minister klimatu i środowiska Anna Moskwa, rozwój elektrowni jądrowych w Polsce przyczyni się do wzmocnienia naszej suwerenności energetycznej. Przypomnijmy, że zgodnie z założeniami Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (PPEJ) planowana jest budowa sprawdzonych dużych reaktorów typu PWR do 2040 r. Według szacunków pierwszy blok polskiej elektrowni jądrowej o mocy ok. 1-1,6 GW zostanie uruchomiony już w 2033 r., natomiast kolejne, o mocy do 9 GW, będą implementowane co dwa-trzy lata (finalnie 6 takich bloków).

Co więcej, taki straszny nie jest już nawet węgiel. Frans Timmermans, odpowiedzialny za Zielony Ład, powiedział niedawno na antenie BBC, że „kraje planujące spalanie węgla jako alternatywę dla rosyjskiego gazu mogą to robić zgodnie z celami klimatycznymi UE”. Zwróćmy uwagę na fakt, że – jak wynika z oficjalnych danych – importujemy do kraju ok. 80% zużywanego w Polsce gazu i nawet ok. 20% wykorzystywanego węgla. Dominującym dostawcą węgla jest Rosja, której udział w naszym imporcie wyniósł w 2020 roku aż 75%.

„Odnawialne źródła energii mogą być tylko uzupełnieniem. Wskazuję na to od lat. Będziemy potrzebować węgla. Zatem trudno likwidować kopalnie, skoro trzeba będzie zwiększyć wydobycie węgla w kraju” – stwierdził prof. Krystian Probierz z Politechniki Śląskiej w ramach komentarza dla portalu Wirtualny Nowy Przemysł. Zdaniem naukowca odejście od węgla, zwłaszcza w obecnych realiach, po prostu nie ma racji bytu.

„Węgiel u nas był, jest i na razie będzie. To nas odróżnia od wielu państw europejskich. I cieszy fakt, że komisarz Frans Timmermans powiedział, że jeżeli węgiel będzie elementem uniezależniania się od Rosji w okresie przejściowym, to nie będzie zakazany. (…) Już widzimy w dyskusjach bilateralnych, że państwa, które mają własne zasoby węgla, rozważają wydłużenie korzystania z tego paliwa i mówią o rozbudowie istniejących bloków w elektrowniach czy ich modernizacji. (…) Przewodnicząca von der Leyen zadeklarowała, że do końca maja zamknie się proces nowego definiowania polityk energetycznych poszczególnych krajów, a tym samym całej UE. My za wiele nie musimy zmieniać, bo naszym priorytetem było bezpieczeństwo energetyczne, a nie sama dekarbonizacja. Choć też dokonujemy weryfikacji naszego miksu i polityki, ale nie zmieniamy fundamentów” – oświadczyła minister Anna Moskwa w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.

Krajowy Sekretariat Górnictwa i Energetyki (KSGiE) NSZZ Solidarność zaprezentował oficjalne stanowisko w kontrze do niedawnej deklaracji premiera Mateusza Morawieckiego: „Apelujemy o porzucenie koncepcji dalszego uzależniania się od surowców energetycznych z importu i o zintensyfikowanie działań, które w kilkuletniej perspektywie czasowej umożliwią zwiększenie wolumenu wydobycia polskiego węgla”. Jak zaznacza KSGiE, polski rząd w ogóle nie bierze pod uwagę możliwości, aby zastąpić import rosyjskiego węgla własnym surowcem wydobywanym w naszym kraju. W obliczu konfliktu na Wschodzie wiele krajów próbuje uniezależnić się od dostaw surowców energetycznych z Rosji i poszukuje alternatywnych rozwiązań na swoim poletku. My natomiast chcemy sprowadzać do siebie węgiel australijski, tak jakbyśmy nie posiadali rodzimych kopalni.

Rozwój odnawialnych źródeł energii

Zawirowania z kremlowskim gazem wymuszają na nas decyzje, które w niedługiej perspektywie pozwolą zapewnić Polsce niezależność energetyczną. Oprócz ochrony rodzimego węgla i inwestycji w atom istotne okazują się odnawialne źródła energii, czyli OZE. Według ekspertów do wypełnienia luk po surowcach pochodzących z Rosji czy ogólnie importowanych paliwach kopalnych najlepiej może posłużyć energetyka wiatrowa ze względu na krótki czas realizacji przedsięwzięcia. I choć wiele się mówi o dyskusyjnej opłacalności tego źródła energii, farmy wiatrowe mogą zostać zbudowane już w ciągu maksymalnie roku, dwóch lat, czyli w znacznie krótszym czasie niż skomplikowana infrastruktura jądrowa.

Ponadto koszty wytwarzania elektryczności są dużo niższe niż w przypadku tradycyjnych źródeł pozyskiwania energii. Co więcej, rozproszone po całym kraju farmy wiatrowe i inne instalacje OZE są odporniejsze na zagrożenia natury militarnej niż gazociągi czy elektrownie. Jeżeli chodzi o korzyści płynące z rozwoju energetyki wiatrowej, to możemy wymienić m.in.: przyrost PKB, dodatkowe wpływy do samorządów oraz dziesiątki tysięcy nowych miejsc pracy.

Istnieje jednak bariera prawna, która obowiązuje od 2016 roku – tzw. zasada 10H, która stanowi, że turbiny mogą być stawiane od zabudowań w odległości co najmniej 10-krotności długości łopaty wiatraka. Jako że nasz kraj należy do gęsto zaludnionych, na 99,7 procent obszaru Polski nie może powstać żadna nowa farma wiatrowa. Prawo i Sprawiedliwość nie było dotychczas zainteresowane odblokowaniem ustawy odległościowej, a właściwie jej złagodzeniem, tak aby gminy mogły samodzielnie decydować o tym, czy energetyka wiatrowa może się rozwijać w ich sąsiedztwie, czy też nie. Dopiero w ubiegłym roku rząd zaproponował projekt regulujący tę kwestię, wraz z uwzględnieniem obowiązkowych konsultacji społecznych oraz zwiększenia kompetencji gminy w zakresie lokalizowania nowej elektrowni wiatrowej.

„Ustawa 10H praktycznie uniemożliwia budowę farm wiatrowych na lądzie, a trzeba powiedzieć, że obecnie stanowią one jedno z najtańszych źródeł pozyskiwania energii. Co więcej, mówimy tu o energii wytwarzanej lokalnie, w sposób rozproszony, czyli niezależnie od centralnego systemu, który mógłby zostać zablokowany w przypadku konfliktu. Na naszych oczach trwa wojna na Ukrainie, więc tym bardziej powinniśmy pomyśleć o naszym bezpieczeństwie energetycznym. Tworzenie farm wiatrowych jest zgodne z ekologiczną filozofią zmian, czyli dominującym trendem w całej Europie. Każdy segment energetyki oddziałuje w jakiś sposób na środowisko, ale fotowoltaika i farmy wiatrowe robią to w najmniejszym stopniu. Zliberalizowanie przepisów jest konieczne, aby móc realizować nowe inwestycje w polskiej energetyce. Tak naprawdę argumenty przeciwników nie opierają się na konkretnych dowodach. Skończmy z tymi czarami i podejdźmy do sprawy poważnie” – wskazał prezes Instytutu Jagiellońskiego dr Marcin Roszkowski.

Jak możemy przeczytać na portalu green-news.pl, propozycja liberalizacji 10H uzyskała już pozytywną opinię Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. „Trwają nadal prace nad nowelizacją ww. ustawy” – miał zapewnić resort, co jednak nie napawa optymizmem, biorąc pod uwagę fakt, że projekt opublikowano w maju 2021 roku, a ostatnie aktualizacje z postępu prac pochodzą z listopada ubiegłego roku. Jak wskazuje serwis, Rządowe Centrum Legislacji po blisko roku od otrzymania propozycji wciąż nie odniosło się do projektu i nie wydało jakiejkolwiek opinii.

Jakub Zgierski


REKLAMA