Rosyjska dezinformacja nad Sekwaną

Władimir Putin w rosyjskiej telewizji Źródło: PAP
Władimir Putin w rosyjskiej telewizji Źródło: PAP
REKLAMA

Marie Peltier opisuje zjawisko rosyjskiej dezinformacji we Francji. Stwierdza: „zareagowaliśmy zbyt późno, a tezy Kremla są już mocno ugruntowane we Francji”. W czasie wojny na Ukrainie rosyjska propaganda ma wiele „przekaźników” w populacji francuskiej, co jest konsekwencją działań, które rozpoczęły się już 10 lat wcześniej.

Zajmująca się historią i mieszkająca w Belgii Marie Peltier twierdzi, że od początku wojny w sieciach społecznościowych krąży mnóstwo fałszywych informacji.

Jedne pochodzą z „obozu rosyjskiego”, inne z „obozu ukraińskiego”, ale propaganda Moskwy od początku konfliktu „wyróżnia się znacznie większą systematycznością” i „niemal przemysłowymi sposobami manipulacji opinią publiczną”.

REKLAMA

Powołuje się tu na badania „Le Monde”, z których wynika, że „armia anonimowych trolli rozsiewa plotki w sieciach społecznościowych, w tym we Francji, aby zasiać wątpliwości co do realności sytuacji i znaleźć echo wśród grup skłonnych do teorii konspiracyjnych, a nawet politycznych”.

Pomimo zamknięcia nad Sekwaną np. francuskojęzycznej telewizji rosyjskiej „RT” i „Sputnika”, w sieciach społecznościowych działa wiele konta, które przekazują propagandę Kremla.

Marie Peltier obserwuje i analizuje wpływ rosyjskiej dezinformacji na społeczeństwa zachodnie jeszcze od czasu wojny domowej w Syrii.

Twierdzi, że poziom rosyjskiej dezinformacji inspirowanej z Rosji w społeczeństwach zachodnich jest bardzo wysoki od pięciu lat. Dodaje, że dezinformacji nie jest więcej niż wcześniej, ale ma się takie wrażenie, ponieważ uświadomiono sobie fakt jej istnienia.

W przypadku Ukrainy, narracja jest zasadniczo bardzo podobna do tego, co działo się podczas wojny w Syrii.

„Przekaźniki Kremla” zaciemniają obraz sytuacji, sieją wątpliwości wobec podawanych faktów, podważają je, sugerują „polityczne manipulacje”. Tego typu wojna propagandowa, podkopująca działania Zachodu, jest prowadzona właściwie już od roku 2003 i wojny w Iraku.

W przypadku Syrii Rosja stosowała cywilizacyjną retorykę, prezentując się jako bastion obrony przed islamizacją. Tego nie ma w przypadku Ukrainy, ale i tu pojawiały się wrzutki o „islamistach” walczących także po stronie Kijowa.

Jednak „cywilizacyjna narracja” Moskwy opiera się tym razem głównie na temacie „walki z neonazizmem”. To retoryka adresowana do Zachodu, chociaż i na rynek „wewnętrzny”, jako ciąg dalszy mitu Armii Czerwonej, która pokonała „nazistowskie” Niemcy.

W przypadku zakazu działania rosyjskich programów medialnych, takich jak RT i Sputnik, autorka belgijska twierdzi, że nastąpiło to zbyt późno, bo ich propaganda położyła już dość mocne fundamenty w społeczeństwie. W dodatku RT nie była jedynym prorosyjskim medium we Francji. „Gwiazdy” tej stacji bez trudu znalazły zresztą zatrudnienie gdzie indziej.

Peltier dodaje, że obecny dyskurs prorosyjskiej dezinformacji to rodzaj „miękkiej propagandy”, typu „nie jestem za Putinem, ale…”. Podkreśla się, że Zachód stosuje np. podwójne standardy.

Mówi o ofiarach na Ukrainie, ale pomija ofiary innych konfliktów. W przypadku Polski można by to odnieść do naszych „humanitarystów”, którzy są za „uchodźcami z Ukrainy”, ale już krytykują rząd za dalsze zamykanie granicy z Białorusią przed migrantami ekonomicznymi.

Źródło: Le Monde

REKLAMA