Francuski Thales głupio broni się w sprawie dostaw broni do Rosji

Wojna na Ukrainie. Rosjanie na ulicach Mariupola. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: PAP/Abaca
Wojna na Ukrainie. Rosjanie na ulicach Mariupola. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: PAP/Abaca
REKLAMA
Świat obiegły sceny zamordowanych w Buczy cywilów, których zastrzelono z rosyjskiego pojazdu opancerzonego. Celność miał zapewnić sprzęt w postaci kamery termowizyjnej dostarczonej Rosji przez francuską firmę Thales.

Filmik ukraiński pokazywał, że cywile zostali zabici jadąc samochodem także francuskiej produkcji, co całej scenie dodawało pewnej symboliki.

Francuska kamera termowizyjna znaleziona w rosyjskim wozie bojowym była wyprodukowana w czerwcu 2016 roku, a więc już po wprowadzeniu embarga na dostawy broni dla Rosji. Wnioski podniesione przez Kijów są jasne – „rodzina została zabita francuską bronią sprzedaną z ominięciem sankcji”.

REKLAMA

Firma Thales zareagowała, ale raczej głupio. To, że sprzedawali broń Rosji po 2014 roku nie jest już dla nikogo tajemnicą. W swoim komunikacie Thalès broni się tym, że „od 2014 roku z Rosją nie podpisano żadnego kontraktu na eksport sprzętu obronnego. (…) Wszelkie informacje sugerujące inaczej są nieprawdziwe i wprowadzające w błąd” – podała firma w kwietniu.

Wszystko prawda, tylko, że chodzi o dostawy sprzętu po tej dacie, a nie o podpisywanie kontraktów. Thales „tylko” wypełniał dostawy z umów podpisywanych z lat 2007-2012. Skorzystał z wybiegu i dzięki kontraktom zawartym przed embargiem dalej po cichu eksportował broń do kraju bandyckiego.

Zabitej w samochodzie „renault” rodzinie ukraińskiej zapewne było wszystko jedno, kiedy został podpisany kontrakt na sprzęt, który pozwolił dokładnie namierzyć ich auto…

Źródło: France Info

REKLAMA