
Bruksela jest przytłoczona falą przestępczości związaną z handlem narkotykami i przemocą. Dilerzy stają się coraz bardziej brutalni i lepiej uzbrojeni, a policja coraz bardziej bezradna.
Dziennik „La Libre” zauważa, że te zjawiska ciągle narastają. Od września 2021 r. w stolicy Belgii odnotowano około dziesięciu zbrojnych porachunków bandyckich na ulicach miasta. Na rynku królują już nie konopie indyjskie, ale kokaina, czy heroina.
Przemoc i obrót narkotykami rozlewa się niemal po wszystkich dzielnicach. To już nie tylko domena imigranckiej dzielnicy Molenbeek. Na alarm bije obecnie 19 burmistrzów stołecznych dzielnic.
Przestępcy są bardziej brutalni i lepiej uzbrojeni. „Naszej policji brakuje wielu środków” – mówi burmistrz Molenbeck socjalistka Catherine Moureaux. Zwala jednak winę na władze federalne. Moureaux prosi rząd o wzmocnienie policji 200 funkcjonariuszami strefy Bruksela-Zachód.
Władze stołeczne szukają i innych rozwiązań. „Musimy ewoluować wraz ze społeczeństwem, a to musi oznaczać debatę na temat dekryminalizacji miękkich narkotyków” – proponuje Philippe Close, mer całej stolicy Belgii.
Niektórzy pocieszają się, że w innych miastach jest jeszcze gorzej. W Antwerpii załatwiano już porachunki narkotykowych gangów obrzucaniem granatami miejsc spotkań konkurencji…
01
Molenbeek Brusselhttps://t.co/7TQbtLDs4A— Sandra Winter (@example_1000) April 30, 2022
Źródło: Valeurs / La Libre