
Popełnili przestępstwo, ale nie spotka ich kara, bo nie można ich zidentyfikować. Wszystko przez ich stroje robocze: kaski, maski i mundury. O kogo chodzi? O policjantów, którzy w 2020 roku pałowali uczestników Marszu Niepodległości i przypadkowych ludzi.
Chodzi o prowokację z 2020 roku, gdy 11 listopada przy stacji Warszawa-Stadion podczas marszu środowisk patriotycznych bandyci zatrudnieni w policji tłukli pałkami przypadkowe osoby.
Na stacji SN ostre starcia @RMF24pl pic.twitter.com/PDY2y9iryS
— Paweł Balinowski (@PBalinowski) November 11, 2020
Prokuratura przyznaje, że popełniono przestępstwo, ale umarza śledztwo, bo policjanci byli w kaskach oraz w maseczkach. Nie mieli indywidualnych identyfikatorów na mundurach, a jedynie oznaczenie jednostki.
Nie da się więc rozpoznać żadnego z nich, a też żaden sam nie ma tyle honoru, by się przyznać, że brał udział w tej prowokacji.
Przesłuchano kilkadziesiąt osób, ale nie przyznał się nikt i nikt nie potrafił sobie przypomnieć, czy któryś z jego kolegów brał tego dnia udział w pałowaniu przechodniów.
Śledztwo umorzono więc ze względu na „niewykrycie sprawców przestępstw opisanych w kodeksie karnym jako przekroczenie uprawnień oraz naruszenie nietykalności”.
Źródło: RMF 24