Organizatorzy Eurowizji mają problem

Krystian Ochman na Eurowizji. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: PAP/EPA
Krystian Ochman na Eurowizji. Zdjęcie ilustracyjne. Źródło: PAP/EPA
REKLAMA

Grupa „Kalusz Orkiestra”, która reprezentuje w tym roku Ukrainę na konkursie Eurowizji w Turynie jest podobno głównym faworytem do wygranej. Bukmacherzy dają jej 60% szans na wygraną. Jeśli tak by się stało, następny konkurs powinien odbyć się na Ukrainie i tu powstaje problem…

Wbrew propagandzie TVP i jej prezesa Kurskiego, wszystkie zachodnie media podkreślają, że to nie nasz sympatyczny finalista Krystian Ochman, ale Ukraina jest w tym roku faworytem do wygrania Konkursu Piosenki Eurowizji.

Według serwisu Eurivisionworld.com absolutnie wszyscy bukmacherzy dają za nią niesamowite kursy, oceniając szanse na wygraną na 60%, przy zaledwie 11% dla piosenkarki ze Szwecji, czy 10% dla reprezentanta Wielkiej Brytanii.

REKLAMA

Przedstawiciele Ukrainy mają za sobą współczucie wielu telewidzów. Rosja została wykluczona z Konkursu Piosenki Eurowizji 2022 w Turynie, a w dodatku oprotestowała utwór z Ukrainy, który porusza temat deportacji Tatarów Krymskich przez Sowietów pod koniec II wojny światowej.

Jury uznała, że to nie polityka, ale historia i piosenkę dopuściła. Warto przypomnieć, że Ukraina w 2016 roku wygrała konkurs wygrała trochę na tle rosyjskiej aneksji Krymu, która miała miejsce dwa lata wcześniej.

Powstaje jednak problem, czy PBC, rząd i miasto Kijów tak jak w 2017 roku mogłyby organizować konkurs jako zwycięzcy w roku 2023? Wydaje się to mało prawdopodobne.

Organizatorzy mówią, że będą się martwić po rozstrzygnięciu finału. Europejska Unia Radiowo-Telewizyjna, która nadzoruje konkurs radzi poczekać.

Zapewniają, że znajdą rozwiązanie zapewniające ciągłość konkursu. „Zasady nie powinny się zmieniać” – mówi wiceprezes Unii Jean-Philip De Tender, ale dodaje, że „regulamin mówi także, że musimy organizować zawody w sposób bezpieczny dla wszystkich”.

Zapowiada, że będą prowadzone w tej sprawie rozmowy z władzami ukraińskimi i kanałem ich TV publicznej – PBC.

„Będziemy szukać rozwiązania. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że to kosztowna impreza. A sytuacja Kijowa rzeczywiście byłaby skomplikowana. Może powinniśmy rozważyć otwarcie nowej karty w historii konkursu, może z nowym scenariuszem?” – mówi De Tender.

Nie wyklucza się nawet organizacji kolejnego konkursu poza krajem zwycięskim i pokrycia kosztów przez wszystkich członków unii nadawców. Byłaby to szansa na dalszą promocję Jacka kurskiego, nawet bez wygranej Ochmana?

Koszt organizacji takich programów szacuje się na około 30 milionów euro. Budżet, który już w poprzednich edycjach był przekraczany. Często kanał telewizyjny odpowiedzialny za taką produkcję korzysta z pomocy państwa – tradycyjnie około jednej trzeciej całkowitych kosztów plus wkład miasta-gospodarza.

Do tego dochodzą „składki” z telewizji, które biorą udział w konkursie. Wpłacane pieniądze są proporcjonalne do liczby słuchaczy zarejestrowanej w każdym kraju.

Wszystkie oczy są oczywiście skierowane na Ukrainę, ale wśród kandydatów do wygranej w Turynie wymienia się jeszcze Szwecję, Włochy i Hiszpanię. Na plus tegorocznej edycji należy zapisać, że tym razem mamy do czynienia z dość umiarkowaną dozą aplikowania widzom „różnorodności”.

Australijczyk podpisany do Eurowizji, który wymachuje w Tyrynie „tęczową” chorągiewką, w porównaniu z poprzednimi konkursami, to niemal detal…

Źródło: RTBF

REKLAMA