To jest dramat. Co trzeci Polak musi ograniczać podstawowe wydatki

Puste kieszenie/fot. ilustracyjne. Foto: Pixabay
Puste kieszenie/fot. ilustracyjne. Foto: Pixabay
REKLAMA
Szalejąca inflacja daje się Polakom we znaki. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez ARC Rynek i Opinia, ponad 1/3 z nas ogranicza nawet podstawowe, codzienne wydatki.

W badaniu ponad 30 proc. ankietowanych deklaruje, że musiało ograniczyć codzienne wydatki, żeby starczyło im do pierwszego. Natomiast co czwarty badany przyznaje, że z powodu dramatycznego wzrostu cen nie starcza mu pieniędzy na podstawowe wydatki.

Ankietowani w rozmaity sposób szukają oszczędności, by przeżyć w Polsce. 38 proc. bandach oświadczyło, że rezygnuje z niektórych usług – takich jak wyjścia do restauracji. 35 proc. badanych ogranicza natomiast jazdę samochodem z powodu wysokich cen paliw.

REKLAMA

38 proc. badanych oszczędza zdecydowanie mniej niż do tej pory, gdyż pieniądze pożera im szalejąca inflacja. 13 proc. natomiast deklaruje, że zupełnie nie oszczędza.

Prawie jedna piąta badanych przyznaje też, że zrezygnowała z zaciągnięcia planowanego kredytu. Kolejne 26 proc. deklaruje, że chce jak najszybciej spłacić kredyty, ponieważ obawia się, że stopy wciąż będą rosły.

Adam Czarnecki z ARC Rynek i Opinia podkreślił, że konsumenci przybierają dwie postawy. – Pierwsza, która dominuje, to postawa ograniczania konsumpcji. Respondenci deklarują, że w obliczu rosnących cen, inflacji i rosnących stóp procentowych ograniczą w pierwszej kolejności niektóre usługi, które mogą być uważane za luksusowe, czyli niekoniecznie niezbędne do życia – wskazał.

– Druga postawa to zwiększenie konsumpcji w imię zasady, że lepiej jest pieniądze wydać niż czekać, aż dalej będą traciły na wartości – dodał.

W ocenie Czarneckiego, Polacy odnoszą wrażenie, że depozyty bankowe nie są wystarczająco oprocentowane, zatem nie chronią ich oszczędności przed inflacją.

Czym jest inflacja?

Jak mawiał Milton Friedman, laureat Nagrody Nobla z ekonomii, inflacja jest to ukryty podatek, który można nałożyć bez ustawy. To dzięki niej rośnie minimalnie średnie wynagrodzenie, problem w tym, że rosną też ceny.

Z kolei Ludwig Von Mises wyjaśniał, że „kiedy rząd zwiększa ilość papierowych pieniędzy, rezultatem tego jest to, że siła kupna jednostki pieniądza zmniejsza się i skutkiem tego wzrastają ceny. To nazywa się inflacją”.

„Musimy pamiętać, że na długą metę możemy wszyscy umrzeć i na pewno umrzemy. Ale powinniśmy urządzić nasze ziemskie sprawy na krótką metę, w której mamy żyć, w najlepszy możliwie sposób. I jednym ze środków koniecznym do tego celu jest porzucenie polityki inflacyjnej” – przekonywał Von Mises.

Inflacja jest stanem korzystnym np. dla dłużników, jej przeciwieństwem jest deflacja – stan korzystny dla oszczędzających. Więcej na ten temat w filmiku poniżej:

Źródła: rp.pl/mises.pl/NCzas

REKLAMA