Premier Holandii Mark Rutte złamał prawo, usuwając z rządowego telefonu wiadomości tekstowe. W środę 18 maja bronił się, że „zarchiwizował wszystkie ważne wiadomości, a usunął inne ze starego telefonu komórkowego, aby zwolnić miejsce”.
Mark Rutte udzielił wyjaśnień po tym, jak holenderska gazeta De Volkskrant prosiła o dostępu do komunikacji rządu podczas pandemii Covid-19.
Okazało się, że sms-y z jego „Nokii” zniknęły. „Stosowałem się do dyrektyw”, bronił się przed dziennikarzami Rutte.
Premier nazywany jest politykiem z „teflonu” i rzeczywiście ma wyjątkową zdolność do przetrwania skandali. Teraz podkreślił, że nie złamał ustawy, bo „nigdy celowo” nie ukrywał ważnych spraw usuwając wysyłane i odbierane wiadomości.
Zgodnie z holenderską ustawą o archiwach, korespondencja rządowa musi być przechowywana i udostępniana na życzenie m.in. parlamentarzystom i dziennikarzom.
Tymczasem 55-letni szef rządu sam sobie określił, które wiadomości są na tyle ważne, aby przekazać je urzędnikowi państwowemu w celu zarchiwizowania, a które może sobie usunąć.
W 2020 r. holenderski dziennik wszczął postępowanie sądowe w celu uzyskania dostępu do wiadomości Marka Rutte, opierając się na decyzji z poprzedniego roku, że wiadomości SMS i z WhatsAppa mają być także zarchiwizowane.
Gazeta stwierdziła, że otrzymuje tylko wiadomości od premiera do jego pracowników i prosiła o więcej informacji. Okazało się, że nie dostaną. Prawnik reprezentujący państwo wyjaśnił, że szef rządu przeprowadzał „archiwizację w czasie rzeczywistym” i nie ma powodu, aby podejrzewać popełnienie przestępstwa.
Tysiące wiadomości otrzymywanych przez szefa rządu, zdaniem tego ostatniego, spowolniły działanie urządzenia (używał dla swojego wizerunku oszczędnego polityka nie tylko roweru, ale i modelu Nokii) i dlatego zaczął niektóre z nich usuwać.
Rzecznicy prasowi Marka Rutte’a potwierdzili w międzyczasie, że jednak Rutte ma i smartfona, ponieważ jego stary telefon podobno nie łapał sieci podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych.
Źródło: AFP