Po prawie 30 latach Francja ma premiera-kobietę. To może być ciekawy eksperyment

Francuska minister pracy Born. Fot. Elysee
Francuska minister pracy Born. Fot. Elysee
REKLAMA
Od 16 maja Francja ma nowego premiera. To normalne postępowanie po objęciu drugiej kadencji przez prezydenta przez Emmanuela Macrona. Wydaje się, że obecna nominacja jest raczej tymczasowa, do czasu rozstrzygnięcia wyborów parlamentarnych w czerwcu.

Macron zapowiadał zaraz po reelekcji, że nowy premier będzie kobietą, ma mieć „wrażliwość ekologiczną i społeczną”.

Nic dziwnego, że nazwisko Elisabeth Borne pojawiało się tu od początku. Jest płci żeńskiej, jest socjalistką i była ministrem transformacji ekologicznej, a ostatnio szefową resortu pracy.

REKLAMA

Lewicowa technokratka zamienia centrowego technokratę Jeana Castexa. Nie jest absolwentką słynnej ENA (szkoły administracji), ale politechniki (inżynier budowy mostów).

Przez długie lata współpracowała z politykami PS, a w 2017 dołączyła do obozu Macrona. Na swoim koncie ma działania ograniczające francuską energetykę jądrową, a także „eko-podatki”.

Ma 61 lat i urodziła się w Paryżu. Jej ojciec był Żydem, który z naszej części Europy uciekł z rodziną w 1939 r. do Francji. Po wojnie, w 1950 roku naturalizował się. Borne jest drugą premierem-kobietą w historii Francji.

Francuzi musieli czekać na taki wybór prawie 30 lat. Poniekąd jest to skutek blamażu jej poprzedniczki. Pani Edith Cresson (premier w latach 1991- 1992) zapisała się w polityce fatalnie. Była później komisarzem i obiektem zainteresowania wymiaru sprawiedliwości.

Do legendy przeszło np. zatrudnienie i opłacanie „raportów” z pieniędzy unijnych jej… dentysty i kochanka jako eksperta od AIDS. To przez nią upadła KE pod wodzą Sandersa.

Za jej wyczyny spotkała ją jednak tylko kara w postaci groźby utraty połówy unijnej emerytury. Teraz Cresson komentując wybór kolejnej kobiety i partyjnej koleżanki, ostrzegła ją przed obecnym we francuskiej polityce… „machyzmem”.

W najbliższych dniach zostanie podany skład nowego rządu. Na razie Elisabeth Borne zapowiedziała „walkę o prawa kobiet w naszym społeczeństwie”, czy sprostanie „mocniej i szybciej wyzwaniom klimatycznym i ekologicznym”.

Borne wydaje się „technicznym”, ale i „przejściowym” premierem do wyborów w czerwcu. Jako polityk związany z lewicą ma zapewne przyciągnąć do obozu Macrona wyborców tej strony politycznej. Sama jest raczej sprawną „technokratką”.

Jeśli zaliczyć ją do lewicy, to raczej tej „kawiorowej”. Ma na swoim koncie wpadkę w postaci wyjazdu na wakacje do Marakeszu w środku ogólnokrajowego strajku, który był skierowany przeciw jej resortowi.

REKLAMA