Misiewicz jechał po pijaku. Dziwne tłumaczenie byłego rzecznika MON

Bartłomiej Misiewicz Źródło: Facebook/Bartłomiej Misiewicz
Bartłomiej Misiewicz Źródło: Facebook/Bartłomiej Misiewicz
REKLAMA
Bartłomiej Misiewicz, były rzecznik MON i pupil Antoniego Macierewicza, ponownie ma kłopoty z prawem. Został złapany na jeździe na podwójnym gazie w Austrii.

Jak ujawnia portal tvn24.pl, Misiewicz prowadził samochód pod wpływem alkoholu we Wiedniu. Wydmuchał 1,5 promila.

Do zdarzenia doszło 25 marca br., lecz było trzymane w tajemnicy. Ostatecznie jednak się wydało.

REKLAMA

„Volkswagen Passat zwrócił uwagę wiedeńskich funkcjonariuszy, gdy 25 marca nad ranem przejechał po linii ciągłej. Błyskawicznie dogonili auto na polskich numerach, nakazali kierowcy się zatrzymać, a ten nie uciekał. W dokumentach odnotowali, że miał 'bełkotliwą mowę’ oraz 'zaczerwienione i podkrążone oczy'” – czytamy.

Ciekawe są także tłumaczenia Misiewicza. Funkcjonariuszom miał powiedzieć, że wypił trzy razy wódkę z colą, cztery piwa i kilka kieliszków wina.

„Tak, wiem, że dzisiaj trochę za dużo wypiłem. Ale nie przypuszczałem, że tyle za dużo. To nie jest mój dzień” – takie zeznania widnieją w protokole.

Nie wiadomo, czy i w jakiej wysokości mandatem został ukarany Misiewicz. Stracił prawo jazdy na cztery miesiące.

To nie pierwsze problemy z prawem Misiewicza. Były rzecznik MON kilka miesięcy spędził w areszcie. To pokłosie śledztwa prokuratury i CBA dotyczącym niegospodarności, powoływania się na wpływy oraz fałszowania dokumentów przy okazji zawierania umów przez Polską Grupę Zbrojeniową SA.

Inna ze spraw, toczących się przed sądem, dotyczy reklamy i sprzedaży wódki „Misiewiczówka” bez wymaganego zezwolenia.

REKLAMA