Sędziowie z Francji nie dali się zapędzić na „szkolenia feministyczne”

Feministka, małpka robiąca
Feministka, małpka robiąca "facepalm" Źródło: Pixabay, YouTube, collage
REKLAMA
Caroline De Haas została uznana za persona non grata w Sądzie Apelacyjnym w Paryżu. Kilku sędziów odmówiło udziału w szkoleniu prowadzonym przez tą aktywistkę feministyczną, która atakuje wymiar sprawiedliwości za brak progresywnego zaangażowania.

Firma Egaé założona przez Caroline de Haas w 2015 roku prowadzi rozmaite szkolenia „równościowe”, nawet dla członków francuskiej Rady Stanu. Jednak w Sądzie Apelacyjnym w Paryżu doszło do buntu.

17 maja, kilku zatrudnionych tam sędziów otrzymało e-maile podpisane przez Sekretariat Generalny Ministerstwa Sprawiedliwości. Była to propozycja udziału na początku czerwca w internetowym szkoleniu prowadzonym przez firmę Caroline De Haas.

REKLAMA

Szkolenie miało dotyczyć „zapobiegania molestowaniu seksualnemu w pracy” i omawiać „metody, narzędzia i nowe orzecznictwo”. Szkolenie samo w sobie nie szokuje sędziów Sądu Apelacyjnego, ale ich oburzenie wzbudziła osoba Caroline De Haas, która miał owe warsztaty prowadzić osobiście.

Prawnicy uznali to za prowokację. Aktywistka bowiem wielokrotnie atakowała francuskich sędziów i system sprawiedliwości z pozycji radykalnego feminizmu. Twierdziła, że francuski wymiar sprawiedliwości broni przestępców” i twierdziła, że system sądownictwa i policja „to instytucje antykobiece, które chronią agresywnych mężczyzn i niszczą ich ofiary – kobiety”.

Dwudziestu sędziów z Paryża uznało, że De Hass to osoba „zbyt naznaczona politycznie”, by prowadzić dla nich szkolenie. Rzeczywiście ta aktywistka zaczynała jako działaczka młodzieżówki Partii Socjalistycznej, a następnie w samej Partii Socjalistycznej pełniła funkcję doradcy ds. relacji ze stowarzyszeniami i walki z przemocą wobec kobiet. Później przeszła do Zielonych. Ostatnio popierała lewacką partię Zbuntowana Francja Melenchona.

Przyczyniła się do przyjęcia ustawy, która zobowiązuje sektor publiczny do finansowania szkoleń przeciwko „molestowaniu seksualnemu” (była wówczas zatrudniona w gabinecie ministerialnym Najat Vallaud-Belkacem) i teraz takie szkolenia prowadzi. Wiele osób uważa, że sama stworzyła w ten sposób rynek dla swojego przyszłego biznes, co jest niemoralne.

Zasłynęła też m.in. swoim udziałem w debacie po napaściach seksualnych w Sylwestra 2016 w Kolonii. Wojująca feministka Caroline De Haas stwierdziła wówczas „wyrzucić swoje rasistowskie gówno gdzie indziej” mając na myśli jakiekolwiek łączenie tych incydentów z przybyciem migrantów do Niemiec.

Ciekawe było także jej stanowisko w roku 2017, kiedy to w paryskiej dzielnicy Chapelle-Pajol pojawił się problem seksualnego nękania kobiet przez koczujące tam grupy migrantów. De Hass z właściwą sobie „logiką” zaproponowała jako remedium… „poszerzenie chodników”. Wyjaśniała, że ta przemoc wobec kobiet jest powiązana z „problemem przestrzeni, w której istnieje koncentracja ludzi”. W lutym 2018 roku twierdziła, że „co drugi lub trzeci mężczyzna jest agresorem seksualnym”.

Obiekcje sędziów wobec jej szkoleń nie są wyjątkiem. Na warsztaty „poprawy widoczności kobiet na arenie publicznej i mediach”, które zatwierdziło kierownictwo gazety „Le Monde”, część redaktorów nie przyszła. Podobnie było w redakcji „L’Obs”, gdzie szkoliła dziennikarzy w zakresie „zapobiegania przemocy seksualnej”. Tam bojkotowały ją głównie… dziennikarki.

Źródło: Valeurs

REKLAMA