Stan Oklahoma wstąpił na drogę obrony życia dzieci nienarodzonych

Baner pro-life - zdjęcie ilustracyjne. / foto: Flickr, Jordan Uhl, CC BY 2.0
REKLAMA
Oklahoma jest kolejnym stanem, który jest gotowy chronić życie poczęte, licząc, że czerwcowe orzeczenie Sądu Najwyższego pozwoli ograniczyć aborcję. Parlament stanu Oklahoma przyjął w czwartek 19 maja ustawę, która zapewnia niemal pełną ochronę nienarodzonych dzieci.

Tekst podpisał gubernator stanu Kevin Stitt. Republikanin zapowiedział, że złoży swój podpis pod każdą ustawą chroniącą życie poczęte. Rzecz jasna ten stanowy akt prawny otwiera drzwi do pozwów sądowych, więc tylko orzeczenie SN przywracające w tym temacie kompetencje stanom, pozwoli na wprowadzenie ustawy w życie.

Zwolennicy aborcji mówią o najbardziej „restrykcyjnym” prawie, które wprowadzono w Oklahomie, ale trzeba zauważyć, że nie obejmuje „stosowania, przepisywania i dostarczania lub sprzedaży” np. tzw. tabletek „dzień po”, ani tzw. „antykoncepcji awaryjnej”. Nie przeszkadza to lewicy mówić o „serii rażących ataków na kobiety”.

REKLAMA

Stanowe prawo skrytykowała już w ten sposób wiceprezydent Kamala Harris. Wezwała nawet do popierania polityków, „którzy będą bronić prawa do aborcji na szczeblu lokalnym, stanowym i federalnym”.

Proaborcyjna organizacja Planned Parenthood też natychmiast ogłosiła, że zamierza pozwać stan Oklahoma do sądu. Gubernator Kevin Stitt jednak nie ustępuje i oświadczył niedawno, że chce, aby jego stan „stał się najbardziej pro-life w kraju”. To spory cios dla aborcjonistów. Po wprowadzeniu prawa ograniczających zabijanie dzieci nienarodzonych w sąsiednim Teksasie, właśnie do klinik w Oklahomie przewożono kobiety, które decydowały się zabijać swoje dzieci.

Jak na razie ujawnione fragmenty projektu przyszłego orzeczenia Sądu Najwyższego USA wskazują, że organ ten dokona reinterpretacji pochodzącego z 1973 roku wyroku o dopuszczalności aborcji (sprawa Roe v. Wade). Wywołuje to wściekłość środowiska proaborcyjnego na całym świecie, które obawia się, że przykład USA wzmocni ruchy pro-life także w ich krajach.

Wyrok SN może spowodować, że każdy stan miałby swobodę w zakresie zakazu lub zezwolenia na aborcję. Projekt wyroku Sądu Najwyższego nie wprowadza bynajmniej zakazu aborcji, ale skutkowałby przywróceniem decyzji amerykańskim stanom zamiast arbitralnej decyzji władzy sądowniczej z 1973 roku.

Projekt wyroku liczy 99 stron i obnaża faktyczne i prawne błędy poprzednich orzeczeń, a nawet nazywa je „nadużyciem władzy sądowniczej”, które spowodowało ingerencję władzy sędziowskiej w „proces demokratyczny” i jego ograniczenie. Przypomniano, że Sąd Najwyższy ma oceniać zgodność orzeczeń z Konstytucją, a nie tworzyć Konstytucji.

Dodano, że pojęcia prywatności i autonomii osobistej („moje ciało”) nie mogą usprawiedliwiać aborcji, ponieważ praktyka ta zagraża życiu człowieka jako osoby trzeciej. Aborcja nie okazuje się żadnym prawem, ale nadużyciem prawa. Jest to elementarny wymóg podziału władzy i sędzia nie może zastępować ustawodawcy. Chęć ochrony życia poczętego wyraziło 26 z 50 stanów USA.

Ciekawym aspektem możliwego wyorku Sądu Najwyższego USA jest panika ruchów aborcyjnych w innych krajach, nawet w Europie. W sąsiedniej Kanadzie istnieją już obawy co do efektu „zarażenia” kraju ochroną życia poczętego. Kanada po rządami Trudeau stała się w tej kwestii prymusem progresywizmu, gdzie obrońców życia poczętego wsadza się nawet do więzień, ale Ottawa boi się, że ruchy pro-life nabiorą tu nowej dynamiki.

„Kiedy Stany Zjednoczone kaszlą, Kanada podobno się przeziębia” – brzmi amerykańskie powiedzenie. Aborcja w Kanadzie została wprowadzona także bocznymi drzwiami w 1988 roku, czyli wyrokiem Sądu Najwyższego Kanady, 15 lat po podobnym orzeczeniu w USA. Premier Justin Trudeau już mówi o dodatkowym „zabezpieczeniu prawa” do zabijania nienarodzonych dzieci i opowiada się za procesem legislacyjnym w tej sprawie i zatwierdzenia aborcji przez parlament.

„Niestety z tego, co widzimy u naszych sąsiadów na południu, ale także z tego, co widzimy w debatach Konserwatywnej Partii Kanady, wynika że musimy zapewnić ochronę, aby nigdy nie zobaczyć zakazu (aborcji – przyp. aut.)” – mówił ten „postępowy” polityk. Kanada, która kiedyś pachniała żywicą, a dziś dzieciobójstwem, chce stać się obecnie „oazą” dla turystyki aborcyjnej z USA. Jeszcze niedawno mówiono, że dyskusje o aborcji w Kandzie są już „tematem zamkniętym”. Okazuje się jednak, że cywilizacja śmierci jeszcze nie wygrała.

REKLAMA