
Byłego prezydenta Ukrainy Petro Poroszenki nie wypuszczono dwukrotnie z kraju. Miał jechać na Litwę. Sytuacja wzbudziła polityczne kłótnie, a partia Poroszenki Europejska Solidarność oskarża rząd.
Petro Poroszenko został w sobotę 28 maja zawrócony na granicy z Polską na przejściu w Rawie Ruskiej po raz drugi. Podobna sytuacja wydarzyła się także w piątek.
Ukraińscy pogranicznicy uznali, że były prezydent nie ma odpowiednich dokumentów i pozwoleń na wyjazd.
Poroszenko chciał wyjechać jako członek oficjalnej delegacji ukraińskiego parlamentu na posiedzenie Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w Wilnie. Dokument w sprawie delegacji był podpisany przez przewodniczącego parlamentu Rusłana Stefańczuka.
Media informowały, że strażnicy graniczni jako przyczynę zawrócenia z granicy podali problem z potwierdzeniem pozwolenia, a dokładniej – problem ze sczytaniem kodu QR.
„Ukraińska Prawda” pisze, że otoczenie Poroszenki oskarżyło władze o „polityczne zamówienie” i stwierdziło, że nie ma podstaw, by odmawiać 56-letniemu politykowi wyjazdu, ponieważ jako deputowany nie jest objęty obowiązkiem wojskowym.
Padały jednak także informacje, że Poroszenko chciał „uciec” z kraju. Pojawiły się także plotki, że aresztowany polityk Medwedczuk zeznawał przeciwko byłemu prezydentowi Ukrainy i rozpoczęło się w tej sprawie śledztwo.
Politycy z otoczenia Poroszenki uznali zawrócenie swojego lidera z granicy za złamanie „politycznego zawieszenie broni”.
Źródło: PAP/ AFP/ Twitter