Mentzen opisuje drogę do upadku. Rząd PiS dzielnie nią kroczy

Sławomir Mentzen. / foto: screen YouTube: Biznes Misja
Sławomir Mentzen. / foto: screen YouTube: Biznes Misja
REKLAMA
Sałwomir Mentzen, wiceprezes partii KORWiN i ekspert ekonomiczny Konfederacji, przypomina swój wpis z 2019 roku, w którym opisywał drogę Grecji do upadku. Trzy lata później trudno nie mieć skojarzeń z sytuacją Polski pod rządami Prawa i Sprawiedliwości.

W swoich mediach społecznościowych Sławomir Mentzen udostępnił swój stary tekst dotyczący Grecji:

Grecja w 1974 roku weszła pod wodzą premiera Karamanlisa na drogę reform i modernizacji. Niestety już w 1981 roku władzę przejął Andreas Papandreu, który zastopował niezbędne reformy obejmujące edukację, ochronę zdrowia czy ubezpieczenia społeczne. Grecja poszła w kierunku etatystycznego państwa opanowanego przez partyjne sitwy.

REKLAMA

Całe państwo zostało podporządkowane celom rządzącej partii. Przy awansach i rekrutacji nie miały znaczenia kompetencje, tylko przynależność partyjna i towarzyska. Ciągła wymiana kadr doprowadziła do braku ciągłości instytucjonalnej w urzędach. Administracja państwowa służyła jako rezerwuar miejsc pracy dla krewnych i znajomych członków partii, kwitła korupcja i nepotyzm. Władza zaczęła zabiegać o poparcie kolejnych grup społecznych w zamian za transfery pieniężne. Politycy nawołujący do rozsądku byli marginalizowani, musieli odejść z polityki lub samemu zacząć głosić potrzebę większego rozdawnictwa.

Pomiędzy 1980 a 1990 grecki dług publiczny wzrósł z 28% do 98%. Na początku lat dziewięćdziesiątych podjęto próby zawrócenia z drogi wiodącej ku katastrofie, udało się chwilowo spowolnić wzrost zadłużenia, nie udało się jednak naprawić państwa. W XXI wiek Grecja weszła jako państwo zdominowane przez państwowe przedsiębiorstwa, z olbrzymim sektorem publicznym, koszmarnie zadłużonymi gospodarstwami domowymi i wysokim długiem publicznym. Grecy żyli, jakby jutra miało nie być, nie rozumieli, że ich wysoki standard życia pochodzi z kredytów, które trzeba będzie spłacać. Przyjęcie euro i dostęp do taniego pieniądza było jak podanie wódki alkoholikowi.

W momencie wybuchu kryzysu finansowego w 2008 roku Grecja miała centroprawicowy rząd. Premier ostrzegał o powadze sytuacji i konieczności daleko idących reform. Nie przekonał tym do siebie Greków. W przedterminowych wyborach wygrał socjalistyczny PASOK z hasłem „Są na to pieniądze”. PASOK stosując wielokrotnie już sprawdzoną w Grecji metodę obiecania wszystkiego wszystkim i zwiększenia wydatków wygrał wybory.

Ciąg dalszy wszyscy znają. Grecki dług zbliżył się do 200% PKB. Grecja zbankrutowała i wpadła w wieloletnią recesję. Grecy nie odzyskali w wyniku tej tragedii rozsądku, masowo popierając radykalnie lewicową Syrizę. Leczenie grypy cholerą nie powiodło się. Poziom życia znacząco się obniżył, Grecja jeszcze latami będzie pracować na przywrócenie poziomu swojej gospodarki z roku 2007.

Grekom droga do katastrofy zajęła 30 lat. Przez trzy dekady kolejne pokolenia polityków zawłaszczały państwo dla swoich osobistych interesów i przekupywały wyborców ich własnymi pieniędzmi. Dwa pokolenia Greków zafundowało swoim dzieciom i wnukom katastrofę gospodarczą i uniemożliwiło im życie na poziomie Niemców czy Brytyjczyków. Grecy woleli postawić na konsumpcję na kredyt zamiast na rozwój gospodarczy.

Czy naprawdę chcemy powtórzyć ich drogę? Czy chcemy zafundować naszym dzieciom i wnukom brak perspektyw i zachęcić ich do ułożenia sobie życia na emigracji? Czy jesteśmy absolutnie pewni, że za te kilkaset złotych miesięcznie gotowi jesteśmy porzucić marzenia o bogatej i rozwijającej się Polsce? Na te pytania odpowiemy sobie już jesienią.

To stary tekst o Grecji, a brzmi jak nowy o Polsce

Powyższy tekst napisałem i opublikowałem wiosną 2019 roku. Polacy niestety na zadane na końcu pytania odpowiedzieli twierdząco. Efekty wszyscy widzimy. Zapowiadane 14 i 15 emerytura, 700+, ozusowanie zleceń, płatne drogi ekspresowe i nowe podatki od samochodów są niestety kolejnymi kamieniami milowymi na naszej greckiej drodze ku biedzie, zadłużeniu i stagnacji gospodarczej. Przejadamy przyszłość swoją, naszych dzieci i wnuków. A co najgorsze, robimy to na własne życzenie, nikt nas do tego nie zmuszał. Polacy uwierzyli, że tym razem socjalizm zadziała. Niestety zadziałał dokładnie tak, jak za każdym innym razem. I skończy się tak samo jak zawsze. Biedą.

REKLAMA