Szkocja tonie w odmętach genderyzmu, przy wsparciu WHO i… miejscowego Kościoła protestanckiego

Szkocki kościół wsparł modę na natychmiastową zmianę płci. Foto: Pixabay
Szkocki kościół wsparł modę na natychmiastową zmianę płci. Foto: Pixabay
REKLAMA
W Szkocji moda na transseksualizm zabrnęła już tak daleko, że zamierza się pozwalać młodzieży na zmianę płci niemal „na życzenie”. Okazuje się przy tym, że zniesienie jakichkolwiek badań lekarskich w tej sprawie poparł nie tylko „postępowy” rząd Szkocji, ale i… Kościół Szkocji.

Church of Scotland gromadzi około 42% ludności i jest jedynym narodowym kościołem tego kraju. Należy do prezbiteriańskiego nurtu kalwinizmu i Światowej Wspólnoty Kościołów Reformowanych. Rząd, wprowadzając nowe przepisy, poprosił o opinię m.in. Kościół Szkocki, Konferencję Biskupów Katolickich Szkocji i Towarzystwo Humanistyczne Szkocji. Protestanci „reformę” wsparli.

Okazuje się, że w Szkocji nie będzie już konieczne diagnozowanie dysforii płci podczas badania lekarskiego w celu stwierdzenia zmiany płci i uzyskiwania zaświadczenia o uznaniu nowej „tożsamości”. Nic dziwnego, bo zjawisko prawdziwej dysforii to rzecz wyjątkowo rzadka. Tymczasem tutaj chodzi o modę.

REKLAMA

Genderowy przypał zafundowała tubylcom centrolewicowa i na wskroś prounijna Szkocka Partia Narodowa (SNP). Jednak, z wyjątkiem konserwatywnej prawicy ,opozycji wobec tego pomysłu specjalnie nie było. Poparł ją nawet wspomniany protestancki Kościół Szkocji, a i „humaniści” nie mieli nic przeciwko.

Nowa ustawa jest dedykowana postulatom ruchu transseksualistów. Przewiduje m.in. obniżenie minimalnego wieku ubiegania się o „certyfikat zmiany płci” z 18 do 16 lat. I tylko w tym punkcie Kościół Szkocji wyraził pewne wątpliwości.

Do tej pory transseksualiści ubiegający się o uznanie zmiany płci musieli czekać na taki akt ponad dwa lata. Okres ten został skrócony do trzech miesięcy plus trzy miesiące „dodatkowej refleksji” już po złożeniu odpowiedniego formularza.

Niejaki David Bradwell, rzecznik Kościoła Szkocji, powiedział, że „minęło dużo czasu” od poprzednich regulacji z 2004 roku i według niego „nastąpiły znaczące zmiany w zrozumieniu przez społeczeństwo problemów, z jakimi borykają się osoby transpłciowe”. Dodał, że „Kościół musi położyć większy nacisk na duszpasterskie i emocjonalne potrzeby osoby poszukującej tożsamości płciowej”.

I pomyśleć, że kiedyś jakiekolwiek zmiany dotyczące chrześcijaństwa i jego nauk trwały wieki. Teraz już po 18 latach protestancki pastor konstatuje, że to dużo czasu i pora na zmiany. Wspiera też „dostosowywanie się do rosnącej liczby podobnych rozwiązań prawnych na całym świecie”. Zapomniał jednak, że akurat Królestwo Boże „nie jest z tego świata”.

David Bradwell powołał się przy tym na zalecenia WHO, „że tożsamość transpłciowa lub zróżnicowana płciowo nie jest zaburzeniem psychicznym ani behawioralnym”. Kiedyś mówiono „Roma locuta causa finita”, teraz problemy protestantom rozstrzyga… WHO.

Źródło: The Herald/ Valeurs

REKLAMA