Ursula von der Leyen chce tłuc „szklany sufit”. Kolejne „równościowe” pomysły Brukseli

Ursula von der Leyen Dostawca: PAP/EPA.
Ursula von der Leyen Dostawca: PAP/EPA.
REKLAMA
„Nadszedł czas, abyśmy stłukli ten szklany sufit” – powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen odnosząc się do narzucenia parytetu płci w zarządach firm europejskich. Jednak naszym zadaniem, sama der Leyen stanowi argument za tym, by w doborze ludzi na stanowiska nie kierować się ich płcią, ale kompetencjami.

Tego typu rozwiązania przebijają się w „imię równości” płci w kilku krajach. Narzucanie ich na poziomie unijnym, wydaje się jednak nieporozumieniem. UE i KE są jednak od tego, żeby pokazywać, że coś robią, a jak już robią do zawsze „postępowo”.

Mamy więc „kontynentalny cel” zwiększenia udziału kobiet w zarządach firm działających w Unii Europejskiej. Negocjatorzy z 27 państw członkowskich UE i Parlamentu Europejskiego ogłosili we wtorek 7 czerwca wieczorem, że osiągnęli „kompromis” w sprawie propozycji w tej materii Komisji Europejskiej.

REKLAMA

Negocjacje trwały od… 2012 roku. Ursula von der Leyen skomentowała to słowami o „rozbijaniu szklanego sufitu” i dodała, że „jest wiele wykwalifikowanych kobiet na stanowiska kierownicze, do których powinny mieć dostęp”. Zgodnie z nowymi przepisami, kraje UE muszą do końca czerwca 2026 r. wprowadzić zasadę, że np. spółki giełdowe będą miały co najmniej 40% kobiet w zarządach administracyjnych.

W niektórych państwach będzie minimalny próg 33%. W sumie nie matura, lecz chęć szczera…, bo jak inaczej traktować zasadę, że należy przy zatrudnieniu „priorytetowo traktować płeć niedostatecznie reprezentowaną”… Państwa członkowskie będą też musiały wprowadzić system kar dla firm, które takich parytetów nie wprowadzą.

Obecnie tylko dziewięć z 27 państw członkowskich posiada ustawodawstwo krajowe dotyczące równości płci w zarządach spółek. Teraz równościowa zaraza dotrze do wszystkich. Według Europejskiego Instytutu ds. Równości Kobiet i Mężczyzn odsetek kobiet w zarządach największych spółek giełdowych w UE i tak wzrósł z 11,9% w 2010 r. do 31,3% obecnie.

Warto dodać, że takie traktowanie ubliża kobietom i przypomina to dawanie „punktów za pochodzenie” w czasach komunizmu, bo nie wierzy się, że sobie poradzą w warunkach normalnej konkurencji. Poza tym, specjalnie nie ma się czym chyba martwić, bo jak przycisną, to zawsze można powiedzieć, że kilku dyrektorów chociaż wygląda na facetów, ale to… np. „niebinarni”.

Źródło: AFP

REKLAMA