Migranci z Gabonu nauczyli Francuzów, co to instytucja „konika”

Muzeum w Luwrze, Foto: wikimedia
Muzeum w Luwrze, Foto: wikimedia
REKLAMA
W PRL funkcjonowała instytucja „koników”, czyli ludzi wykupujących np. bilety w kinie na ciekawe filmy i odsprzedających je później z wysoką „marżą”. Była to typowa odpowiedź na tzw. „niedobory” socjalizmu.

Po latach podobne zjawisko pojawiło się nad Sekwaną. Policja francuska chwali się, że ujęła ośmiu handlarzy biletami do Muzeum Luwru.

Pozyskiwali bilety całodzienne od wychodzących z Luwru i odsprzedawali je z zyskiem turystom lub wciskali im nawet bilety już zużyte i nieważne.

REKLAMA

W sumie zatrzymano 14 osób w pobliżu Luwru. Aresztowań dokonali policjanci z biura ds. walki z nielegalną imigracją (SDLLI), wspierani przez funkcjonariuszy z centralnego komisariatu policji w Paryżu.

Ośmiu zatrzymanych, z których wszyscy pochodzą z Gabonu, zostało umieszczonych w areszcie śledczym.

Pozostałych sześciu, którzy też okazali się nielegalnymi imigrantami, przewieziono do aresztu administracyjnego, skąd teoretycznie powinni zostać wydaleni z terytorium Francji.

Śledztwo rozpoczęło się już kilka miesięcy, po donosach personelu muzeum.

Zauważono, że bilety sprzedawane od 15 do 17 euro, które dają dostęp do muzeum przez cały dzień, są perswazją, a czasami wymuszeniem odbierane tym, którzy już wychodzą z muzeum. Później taki bilet odsprzedawano tym, którzy stali w długich kolejkach.

Podejrzani byli monitorowani przez kilka tygodni. Sieć „koników” składała się wyłącznie z nielegalnych imigrantów, którzy nie prowadzili żadnej innej działalności i po prostu z tego procederu żyli.

Luwr odwiedza co roku ponad osiem milionów zwiedzających. Był popyt, pojawiła się i podaż. Swoją drogą grupa obywateli Gabonu okazała się operatywna i pomysłowa.

Francja może mieć z nich znacznie więcej pożytku, niż z tych, którzy korzystają wyłącznie z zasiłku lub uciekają się do topornego łamania prawa, w postaci np. ordynarnych kradzieży.

Źródło: Le Parisien

REKLAMA