Po co szefowa KE jeździ do Kijowa, skoro nie ma nic do zaoferowania?

Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen. Foto: PAP/EPA
Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen. Foto: PAP/EPA
REKLAMA

W sobotę 11 czerwca w Kijowie, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen obiecała odpowiedzieć „w przyszłym tygodniu” na europejskie ambicje Ukrainy. Przy poprzedniej wizycie przywiozła zaś „formularz” akcesyjny do wypełnienia. Byłoby lepiej, gdyby przywiozła Ukrainie jakiś konkret.

W rzeczywistości Ukraińcy są paskudnie nabierani. Zresztą w swojej wizji „Unii” zapewne nie mają pojęci z czy to się bezie w ich przyszłości jadło?

Gdyby weszli do UE, zapewne w szybkim czasie byliby bardziej niewygodni dla Brukseli, niż obecnie Polska i Węgry.

REKLAMA

Jednak szybko nie wejdą, a Der Leyen dalej się bezie tylko słodko uśmiechać i wygłaszać swoje pogadanki w unijnej nowomowie.

Media zachodnie nie mają np. wątpliwości, że perspektywa akcesji Kijowa jest bardzo odległa. Unia będzie „wspierać Ukrainę w jej europejskiej drodze” jeszcze przez długie lata.

Przystąpienie do UE wymaga jednomyślnej zgody wszystkich krajów członkowskich. 27 krajów pozostaje podzielonych w tej kwestii, chociaż żadna stolica nie chce złamać tabu i powiedzieć wyraźnie „nie”. Najbliżsi są zresztą Francuzi, którzy już ustami swojego prezydenta mówili o perspektywie 20 lat.

Tylko osiem krajów i to Europy Środkowo-Wschodniej opowiada się za przyspieszoną procedurą.

„Bez zastrzeżeń” popierają członkostwo Ukrainy – Czechy, Łotwa, Litwa, Bułgaria, Estonia, Polska, Słowacja i Słowenia. Tu ukłon dla prezydenta Andrzeja Dudy, który prowadzi w tej sprawie negocjacje w różnych krajach.

Warto też się zastanowić, czy skoro „stara Unia” ma tak duże wątpliwości, to nie jest to dla nas korzystne. Każde rozszerzenie Unii to bliższy koniec tej biurokratyczno-lewicowej struktury i oni dobrze o tym wiedzą….

Przeciwnicy idei szybkiego rozszerzania UE są Holandia i Dania, ale przede wszystkim Niemcy i Francja.

Na pytanie – czy można otworzyć procedurę akcesyjną z krajem będącym w stanie wojny? – Macron odpowiedział – „nie wierzę w to”. Zaproponował włączenie Ukrainy do „europejskiej wspólnoty politycznej”, czyli poczekalni do… poczekalni.

Z kolei 19 maja kanclerz Olaf Scholz powiedział w parlamencie Niemiec, że nie jest za przyznaniem Ukrainie „skracania” drogi do UE. Pewnym wyjątkiem są na Zachodzie tylko… Włochy.

Przypomnijmy, że dyskusja dotyczy przyznania statusu „kandydata”.

Nawet jeśli Kijów uzyska tu ustępstwo, to przy oporze zachodnich stolic, rozpocznie się proces negocjacji i wymuszanych reform, które mogą trwać latami, nawet przez… dziesięciolecia, jak stwierdza np. France Info.

REKLAMA