Powraca projekt „podatku od smartfonów”. Resort Glińskiego chce, żeby Polacy płacili więcej za TE urządzenia

Piotr Gliński.
Piotr Gliński/fot. PAP
REKLAMA

Powraca projekt tzw. opłaty reprograficznej, czyli „podatku od smartfonów” autorstwa ministra kultury Piotra Glińskiego. Resort kultury zakończył właśnie konsultacje. Według założeń projektu, nowy podatek miałby przynieść 565 mln zł rocznie do budżetu państwa.

Sprawa zaczęła się dwa lata temu, gdy resort Glińskiego zaczął aktualizować listę urządzeń objętych opłatą reprograficzną. Projekt zawierający poszerzony wykaz opublikowano wiosną 2021 roku. Trafił on później do konsultacji, które zakończyły się w ubiegłym tygodniu.

REKLAMA

Wśród objętych tym podatkiem urządzeń znalazły się m.in. komputery stacjonarne i przenośne, telewizory, dekodery z funkcją nagrywania, czy nawet dyski komputerowe i przenośne nośniki pamięci. Na listę nie wciągnięto jednak smartfonów. Ponadto wyłączono z niej, w efekcie konsultacji społecznych, urządzenia przemysłowe. Jest to zgodne ze stosownymi wyrokami Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

„Wsparcie” artystów

Stawki podatku, zaproponowane przez resort kultury, miałyby wynosić od 1 do 4 proc. cen brutto urządzeń nim objętych. 49 proc. środków z owej „opłaty” miałaby trafić do specjalnie utworzonego Funduszu Wsparcia Artystów Zawodowych. Pozostała część zaś ma być przekazywana do organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi artystów wykonawców – 11,5 proc.; producentów fonogramów i wideogramów – 11,5 proc.; a także wydawców – 5 proc.

Jeśli zaś chodzi o sprzedaż czystych nośników, kserokopiarek, skanerów oraz drukarek, to 30 proc. wpływów z tego tytułu ma iść na Fundusz Wsparcia Artystów Zawodowych. Po 35 proc. ma natomiast trafiać do organizacji zarządzających zbiorowo prawami twórców i wydawców.

Co kwartał producenci i importerzy urządzeń, które znalazły się na liście Ministerstwa Kultury, maja opłacać podatek do regionalnych urzędów skarbowych.

Resort kultury szacuje, że roczne wpływy z tego podatku wyniosą prawie 565 mln zł rocznie. Zdecydowana większość ma pochodzić ze sprzedaży importowanych komputerów i tabletów (255,12 mln zł – przy podatku w wysokości 2,5 proc.) oraz z nośników pamięci (249, 98 mln zł – przy 4-procentowym podatku).

Dalej, import telewizorów ma przynieść 40,54 mln zł, drukarek i skanerów – 19,18 mln zł. W tym przypadku stawka podatku ma wynosić odpowiednio 2,5 oraz 3 proc.

To nie wszystko

Na tym jednak nie koniec zmian. W projekcie uzupełniono lub dodane podstawowe definicje – w tym m.in. systemu teleinformatycznego rejestru prowadzonego przez Dyrektora Polskiej Izby Artystów.

„System ten będzie służył komunikacji ze wszystkimi podmiotami biorącymi udział w procesie poświadczania uprawnień artysty zawodowego: artystami, członkami Rady Artystów oraz organizacjami reprezentatywnymi. Przygotowane zostały również zapisy związane z procedurami bezpieczeństwa przechowywania danych, a także uwierzytelniania wnioskodawców” – czytamy w komunikacie resortu.

Ministerstwo odrzuciło wniosek zgłoszony przez Izbę Wydawców Pracy oraz Stowarzyszenie Dziennikarzy i Wydawców Repropol, by do listy 89 grup zawodowych, których przedstawiciele będą mogli się starać o uprawnienia artysty zawodowego, dodać dziennikarzy i publicystów.

Resort kultury zapowiedział, że projekt nowelizacji ma trafić do Sejmu w „najbliższych miesiącach”.

„Wstajesz i… w Sejmie pojawiła się ustawa o podatku od smartfonów, czyli minister Gliński w akcji. Jutro posiedzenie. Ciekawe jakie fikołki będą robione, by udowodnić, że PiS potrzebuje cosik dla siebie od każdego kto śmie śmieć kupić sobie nowy telefon czy tablet. Brawo PiS!” – ironicznie napisał na Twitterze poseł Konfederacji Artur Dziambor.

Do sprawy odniósł się też publicysta Łukasz Warzecha. „Myślałem, że ten bubel upadł. Ale gdzie tam – @kultura_gov_pl nadal to obrabia. I w ramach walki z inflacją zaraz doliczą nam do cen sprzętu nową opłatę, żeby artyści mieli państwowy opierunek” – skwitował.

REKLAMA