Propaganda rosyjska o dostawach broni z Zachodu. Głupota czy spryt?

Armatohaubica Krab. Foto: PAP
Armatohaubica Krab. Foto: PAP
REKLAMA

Rosja poinformowała we wtorek 5 lipca, że sprzęt wojskowy dostarczany przez państwa zachodnie na Ukrainę jest już obecny na czarnym rynku broni. Można go podobno kupić np. na Bliskim Wschodzie. Moskwa jednak dowodów, nawet dających cień jej prawdomówności, jakoś nie przedstawiła.

I pewnie nie o to chodzi. Biorąc pod uwagę choćby amerykański monitoring tej wojny, wydaje się, że odsprzedaż takiej broni na rynki państw trzecich jest niemal niemożliwa. W dodatku szlaki transportowe są przecież mocno ograniczone i prowadzą głownie przez Polskę i Rumunię.

REKLAMA

Wskazuje to na głupotę kremlowskich propagandzistów. Jednak jest tu i pewien spryt, oparty na logice, że Ukraina jest przecież państwem pogrążonym w korupcji, więc przehandlowania zachodniej broni, zapewne też nie odpuszczą…

Dość absurdalna teza o sprzedaży tej broni została wsparta „autorytetem” samego ministra obrony Rosji. Siergiej Szojgu w przemówieniu transmitowanym w telewizji, powiedział, że część broni dostarczanej do Kijowa „trafia na Bliski Wschód, a także na czarny rynek”.

Wiadomo, że dostawy przez państwa zachodnie na Ukrainę czołgów, artylerii i innego sprzętu wojskowego są solą w oku Rosji i wywołują pewne podenerwowanie w dowództwie wojskowym. Siergiej Szojgu przy okazji „oskarżył” kraje zachodnie o dostarczenie Ukrainie do tej pory ponad 28 tys. ton broni i o „przedłużenie konfliktu”.

Minister obrony zapewnił, że rosyjska ofensywa „będzie trwała do czasu, gdy cele wyznaczone przez Naczelnego Wodza (Władimira Putina) zostaną w pełni osiągnięte”. Problem w tym, że jakie cele ma Putin, więc chyba obecnie tylko on sam…

Źródło: AFP

REKLAMA