
Szokujące okoliczności śmiertelnego wypadku w Kobyłce pod Warszawą. W zdarzeniu brał udział funkcjonariusz policji, który porzucił znajomych – jak się okazało zmarłych – i uciekł na piechotę.
W nocy ze środy na czwartek w Kobyłce doszło do tragicznego wypadku. Kierowca kabrioletu, mercedesa SL500 uderzył w krawężnik, a dwóch mężczyzn jadących na bagażniku dwuosobowego auta wypadło na jezdnię. Jeden z nich uderzył głową o asfalt, a drugi o betonowy słup.
Ich życia nie udało się uratować. Kierowca i pasażer próbowali kontynuować jazdę. Chwilę później wjechali w kolejny słup. Z miejsca zdarzenia uciekli na piechotę.
„Dwie osoby zginęły w wypadku do którego doszło dziś w nocy w Kobyłce. Jadące ulicą Reczajską auto marki mercedes uderzyło w krawężnik. Dwóch z czterech jadących nim mężczyzn, którzy nota bene siedzieli w bagażniku, wypadło na jezdnie. Jeden z nich głową uderzył w asfalt a drugi w betonowy słup. Obaj zmarli na miejscu. Dwaj pozostali, jechali jeszcze kilkaset metrów po czym auto uderzyło w kolejny słup. Z miejsca oddalił się kierowca wraz z pasażerem na piechotę, porzucając auto i dwóch martwych kolegów” – relacjonuje „Miejski Reporter”.
Komendant Powiatowy Policji z Wołomina ogłosił alarm, a do poszukiwań skierowano policjantów z Oddziału Prewencji Policji. Na miejscu byli strażacy, policja oraz prokurator. Nad Kobyłką pojawił się śmigłowiec, w poszukiwaniach brał też udział pies tropiący.
Po około godzinie od zdarzenia zatrzymano obu mężczyzn. Okazuje się, że jednym z uczestników zdarzenia był warszawski policjant.
Decyzją prokuratury obydwaj mężczyźni zostali zatrzymani. Jak poinformowano nazajutrz, obaj byli nietrzeźwi.
Nadkomisarz Sylwester Marczak zapowiedział, że policjant zostanie wydalony ze służby.
„Bez względu na to, czy był pasażerem czy kierowcą, zostanie niezwłocznie wydalony ze służby. Jest to tragedia, która nie miała prawa się wydarzyć. W tego typu sytuacjach stosujemy zasadę zero tolerancji i kara musi być bezwzględna” – oświadczył Marczak.