Okazuje się, że już 1/3 szpitali i klinik położniczych na wyspach brytyjskich przyjęło „inkluzywne” oduraczanie. W oficjalnych dokumentach zamiast terminologii „matka”, używają LGBTo-poprawnej formy „osoby w ciąży”.
Już kilkadziesiąt brytyjskich szpitali zdecydowało się na przyjęcie tzw. języka „włączającego” pod presją aktywistów transpłciowych. Dyrekcje zakazały używania terminu „matka”. Jedna trzecia szpitali w National Health Service (NHS), brytyjskim publicznym systemie opieki zdrowotnej, używa teraz terminów takich jak „osoby w ciąży” lub „osoba korzystająca z usług” przy opisie pacjentek, które spodziewają się dziecka.
Kobiety i matki? Wykluczone!
O tej uległości donosi „The Daily Mail”, który sugeruje, że to prawdziwa zaraza i należy się spodziewać rozprzestrzeniania się zjawiska „inkluzywności” na inne placówki. Istnieją tu podobno naciski lobby LGBT, a dyrekcje szpitali boją z nim wojować.
Szczegółowo badanie brytyjskiej gazety przeprowadzone w ponad 120 placówkach NHS ujawniło, że szpitale w tym kraju wydają się coraz bardziej niechętne używaniu terminów „kobieta” i „matka”. Szukają zastępczych wyrażeń nawet w komunikatach, instrukcjach, informacjach podawanych na swoich portalach.
Przeorać i zniszczyć tradycyjne społeczeństwa
To zupełna aberracja. Na 1,3 miliona kobiet, które rodziły w Anglii dzieci w ciągu ostatnich dwóch lat, zaledwie mniej niż pięćdziesiąt, nie chciało być identyfikowane jako „kobiety” i uważało się za „inną płeć”.
Szpital Położniczy w Liverpoolu nigdy nie miał ani jednej transpłciowej pacjentki na 17 000 kobiet, które rodziły tu dzieci od kwietnia 2020 roku. Jednak nie wiadomo po co, już w 2019 roku przyjął „progresywną nomenklaturę”. Chociaż jednak wiadomo po co? Ta rewolucja ma przeorać i zniszczyć tradycyjne społeczeństwa.
