Cichutka budowa niemieckiego imperium

Olaf Scholz i Ursula von der Leyen.
Olaf Scholz i Ursula von der Leyen. / Fot. PAP/EPA
REKLAMA

Od kilku miesięcy nasza uwaga skoncentrowana jest na tym, co dzieje się na wschodzie. Przestaliśmy przyglądać się temu, co się dzieje w Niemczech. I gdy gardłujemy „nie” imperialnym projektom Władimira Putina, to nie dostrzegamy bardziej realnie zagrażającego nam imperium niemieckiego, ubranego w szatki europeizmu.

Niemcy od dłuższego już czasu nie kryją swojego niezadowolenia z obecnego kształtu UE, która jest niby konfederacją, niby federacją. Widać to w wystąpieniach niemieckich polityków. Już w listopadzie 2019 roku Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen dowodziła, że tradycyjne państwa narodowe nie radzą sobie w sytuacji „sporu handlowego między Chinami a USA, wzrostu popularności populistów, niestabilności w naszym bezpośrednim sąsiedztwie, ale także ochrony klimatu i radzenia sobie z migracją”¹.

REKLAMA

Tę wypowiedź Frau Leyen wsparł wieloletni przewodniczący niemieckiego Bundestagu (2005-2017) z ramienia CDU Norbert Lammert, mówiąc: „Tendencje do renacjonalizacji, które są wyrażane przez wiele partii populistycznych w Europie, są anachroniczne i przyniosą efekt przeciwny do zamierzonego. (…) Jeśli chodzi o przyszłe zadania, państwo narodowe osiągnęło swoje granice. Dlatego potrzebujemy teraz więcej Europy, a nie mniej” (cyt. za: ibidem). W 2020 roku wtórował Olaf Scholz tłumaczył, że osłabienie państw narodowych na rzecz UE pozwoli „wywrócić międzynarodowy system podatkowy do góry nogami. Duże korporacje cyfrowe aż dotąd bawiły się w kotka i myszkę z państwami narodowymi”².

Po pierwszych, mało skoordynowanych manewrach i wypowiedziach po wybuchu wojny na Ukrainie, niemiecka polityka przyśpieszyła. 17 lipca 2022 roku Olaf Scholz już jako kanclerz  na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” opublikował tekst o charakterystycznym tytule: „UE musi stać się aktorem geopolitycznym” (Die EU muss zu einem geopolitischen Akteur werden), w którym wprost nawołuje do przekształcenia UE w samoistny podmiot światowej polityki. Pojawia się w nim kategoryczne wezwanie do zwartości i jedności³.

Nowy niemiecki ambasador w Polsce Thomas Bagger w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” pt. „Niemcy widzą już świat jak Polacy” mówił o konieczności zniesienia weta państw narodowych, szczególnie w polityce zagranicznej. W wywiadzie czytamy, że „w powszechnej opinii niemieckiej klasy politycznej integracja europejska jest najlepszą rzeczą, jaka mogła się nam przytrafić w historii. Jest tak istotna, że rezygnacja z weta jest konieczną inwestycją. Stąd debata nad tym, co trzeba zrobić, aby ta Unia funkcjonowała. A ona nie będzie funkcjonowała w gronie trzydziestu kilku członków, jeśli każdy z nich zachowa prawo weta”. Równocześnie w prasie niemieckiej można znaleźć liczne apele generałów, specjalistów od bezpieczeństwa i stosunków międzynarodowych, nawołujących do gwałtownych zbrojeń, budowy armii europejskiej i własnej wielkiej przestrzeni militarno-gospodarczej w Europie Wschodniej, oddzielającej Niemcy i starą UE od Rosji. Ukuto już nowe hasło imperialne: NIEMCY JAKO POTĘGA PRZEWODNIA (Deutschland als Führungsmacht).

Skąd ten imperialny rozpęd? Niemcy poczuły swój moment. Media od kilku miesięcy codziennie przedstawiają setkom milionów Europejczyków wojnę na Ukrainie i ścigają się w przesadnych opisach rosyjskiego zagrożenia. Skoro Putin wygrał casting na nowe wcielenie Antychrysta, to ktoś musi być Katechonem, czyli – w języku św. Pawła – mocą powstrzymującą nadejście Apokalipsy. Berlin już zgłosił swoją kandydaturę. Okazja jest genialna, ponieważ przez ostatnie 75 lat świat nie dopuściłby do budowy niemieckiego imperium i rozbudowy niemieckiego militaryzmu, wiedząc, do czego Niemcy są zdolni. Teraz jednak Niemcy mieliby wystąpić w roli Katechona przed Putinem-Antychrystem. Robią to sprytnie, ponieważ hasła niemieckiego imperializmu łączą z wizją imperium europejskiego, gdzie będą wprawdzie głównym, ale jednak jednym z wielu graczy.

Jeśli prześledzimy wypowiedzi niemiecko-europejskich imperialistów, to zobaczymy co najmniej trzy elementy tego planu:

1. Konfederacyjny charakter Unii Europejskiej należy zmienić na federacyjny. Najważniejszym postulatem jest częściowa (w polityce zagranicznej), a najlepiej całkowita likwidacja zasady jednomyślności państw członkowskich na rzecz zasady większości. W praktyce oznaczać by to miało likwidację prawa veta. Państwa przegłosowane byłyby zmuszone do realizacji polityki, z którą się nie zgadzają lub uważają dla siebie za szkodliwą, sprzeczną z ich interesami. Harmonizacja polityki zagranicznej UE w sposób naturalny prowadzi do zastąpienia Francji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ przez UE. Dzięki temu stawimy opór Putinowi!

2. Należy zastąpić armie poszczególnych państw narodowych jedną zjednoczoną armią europejską. Początkowo miałaby to być armia złożona z kontyngentów państw członkowskich, a docelowo żołnierze mieliby służyć w batalionach czy dywizjach mieszanych. W ten sposób Niemcy, nie mające broni ABC, dobiorą się do francuskiego guzika atomowego. Dzięki temu stawimy opór Putinowi!

3. Oficjalną ideologią imperium będą „wartości europejskie” zapisane w art. 2 TUE. Stąd konieczność głębszej unifikacji prawnej podmiotów tworzących UE i stworzenia podstaw prawa europejskiego wykładanego przez sądownictwo europejskie. Oznacza to konieczność spacyfikowania Polski i Węgier jako państw niepraworządnych. Przecież walcząca z Putinem UE nie może mieć w swoich szeregach państw „putinopodobnych”, równie wrogich agendzie LGBT, etc. Dzięki temu stawimy opór Putinowi!

Moment, właściwie to kto bardziej zagraża Polsce: Rosja czy Niemcy? Na to pytanie państwo odpowiedzą sobie sami.

Adam Wielomski

¹cyt. za: S. Stahlberg, „Ein Europa, das seine Zukunft beherzt in die Hand nimmt”, kas.de, dostęp 05.07.2022
²O. Scholz, Der Weg zu Einem Neuen Internationalen Steuersystem für das 21. Jahrhundert, olaf-scholz.spd.de, dostęp 05.07.2022
³faz.net, dostęp 18.07.2022


REKLAMA