Komary tygrysie i 131 przypadków gorączki denga zarejestrowanych od maja

Komar tygrysi.
Komary tygrysie Fot. Instytut Pasteura
REKLAMA

Regionalne Agencje Zdrowia odnotowały przypadki choroby denga, która nastąpiła po zarażeniu się we Francji. W kraju przeprowadzanych jest kilka operacji zwalczania komarów, które gorączkę przenoszą. Chodzi o tzw. komara tygrysiego, przywleczonego tu z Azji.

Od 1 maja Publiczna Organizacja Zdrowia zidentyfikowała 123 przypadki gorączki denga w całej Francji. Najwięcej, bo aż 42 w Île-de-France, czyli w regionie paryskim. W Oksytanii wykryto 24 zakażenia, w Nowej Akwitanii – 16.

REKLAMA

Gazeta „Nice-Matin” informuje, że w mieście Fayence (departament Var) zidentyfikowano aż sześć przypadków dengi. W celu ograniczenia rozprzestrzeniania się choroby przeprowadzono kilka operacji zwalczania komarów. Wprowadza się też środki zapobiegawcze, w tym moskitiery nad ujęciami wody pitnej.

Przywleczony z Azji Południowo-Wschodniej w 2004 roku komar tygrysi co roku podbija nowe terytoria Francji i co roku służby biją na alarm. Komar tygrysi jest uważany za najbardziej inwazyjny gatunek komara na świecie. Normalnie denga występuje w gorącej strefie klimatycznej Azji Południowo-Wschodniej, Afryki Subsaharyjskiej, Ameryki Środkowej i Południowej oraz na wyspach Oceanii. W Europie to kwestia ostatnich lat. Ryzyko zakażenia jest mniejsze w rejonach położonych na wysokości powyżej 1000 m n.p.m.

Francuskie Ministerstwo Zdrowia otworzyło nawet specjalną stronę poświęconą temu problemowi. Wyjaśnia tam, że „gorączka denga przenosi się na człowieka poprzez ukąszenie komara tygrysiego zarażonego wirusem”, a w większości przypadków infekcja „objawia się nagłą, wysoką gorączką, której towarzyszą dreszcze, bóle głowy, ból zaoczodołowy, nudności, wymioty, bóle stawów i mięśni”.

Ciężka postać dengi występuje jednak od 1% do 5% przypadków. W najgroźniejszej postaci choroba może prowadzić do „wstrząsu i krwotoków, które mogą zagrażać życiu”. Nie ma możliwości przeniesienia zakażenia bezpośrednio z człowieka na człowieka.

Źródło: Le Figaro

REKLAMA