Wróci nauczanie zdalne? „Oficjalnym powodem będzie nieobecność większości uczniów”

Zdalne lekcje
Zdalne lekcje. Zdjęcie ilustracyjne. / Fot. PAP
REKLAMA

Drastyczny wzrost kosztów związanych z ogrzewaniem – to najprawdopodobniej największy problem, z jakim podczas tego roku szkolnego będą borykać się dyrektorzy szkół. Już teraz szykują się na najgorsze i wszelkie środki rezerwują właśnie na ten cel. Według przewidywań najtrudniej ma być po 1 stycznia. Nie jest wykluczone, że wiele placówek przejdzie na pracę zdalną.

Już teraz rachunki za energię elektryczną skoczyły w górę o przeszło 20 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem. Odbiorcy gazu otrzymują natomiast rachunki wyższe o nawet 50 proc. A może być jeszcze gorzej.

REKLAMA

Już pojawiają się pierwsze doniesienia o tym, że szkoły planują przejść na nauczanie zdalne, jeśli temperatura spadnie poniżej ustalonej granicy. Resort edukacji natomiast ocenia ten pomysł, jako „bezzasadny”.

„Zapowiedzi wprowadzenia zdalnego nauczania z powodu wzrostu cen energii, braku opału – są bezzasadne” – utrzymuje Ministerstwo Edukacji i Nauki. Jednocześnie resort na swoich stronach zapewnia o socjalistycznym „wsparciu” w postaci rekompensat, dodatków, zamrożenia cen gazu dla szkół i przedszkoli oraz milionach (z kieszeni Polaków) dla samorządów na pokrycie rosnących kosztów ogrzewania.

W wakacje jednak klasa rządząca przyjęła przepisy, zgodnie z którymi dyrektorzy placówek oświatowych są zobowiązani do organizacji zajęć zdalnych w sytuacji „zagrożenia bezpieczeństwa uczniów”. Co więcej, jako jeden z powodów wymieniona jest nieodpowiednia temperatura zewnętrzna lub w salach lekcyjnych.

Resort edukacji zastrzegł, że owe przepisy nie stanowią jednak „podstawy do rezygnacji z realizacji zadań własnych gminy, w szczególności z organizacji zaopatrzenia w ciepło jakiejkolwiek placówki edukacyjnej”. Przepisy odnoszą się bowiem do zdarzeń losowych. Przy okazji Ministerstwo przypomniało, że możliwość zawieszenia zajęć na określony czas funkcjonuje od 2003 r.

– Z reguły na media nam wystarczyło i jeszcze trochę zostawało. Wtedy przesuwało się te pieniądze i można było wykonać, np. drobne remonty w toaletach, czy kupić papier do ksero, który też zdrożał trzykrotnie, bo na to nigdy nie starczało – mówił cytowany przez Radio ZET Bogdan Olejniczak, dyrektor XI LO w Łodzi. Jak podkreślał, najprawdopodobniej w tym roku szkolnym trzeba będzie zrobić na odwrót – przesunąć środki na inne cele na pokrycie kosztów ogrzewania.

– Od pandemii mamy szczególny przykaz, żeby oglądać złotówkę z każdej strony. Patrząc więc na nacisk samorządów, żeby oszczędzać, gdzie się da, to na 99 proc. zdalne wejdzie, kiedy mocno spadnie temperatura – dodał. Poważne problemy mają zacząć się od stycznia.

Nauczycielka nauczania początkowego jednej z podwarszawskich podstawówek, cytowana przez portal Radia ZET Aleksandra, podkreśla, że kłopoty zaczną się jednak wcześniej. Jak przewiduje, kaloryfery będą mocno przykręcone, a uczniowie będą musieli nosić cieplejsze ubrania.

– Dzieci, zwłaszcza te młodsze, zaczną chorować i wtedy być może wcześniej ogłosi się lekcje zdalne. Oczywiście oficjalnym powodem będzie nieobecność większości uczniów, a nie brak pieniędzy na ogrzewanie – powiedziała.

Są też placówki, dla których koszty ogrzewania wzrosły już o 300 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem szkolnym. W takiej sytuacji jest Zespół Szkół nr 1 w Kłobucku. Jak mówił wicedyrektor ds. technicznych Mirosław Cebula, szkoła ma nowoczesną kotłownię na pellet. Przez skokowy wzrost kosztów ogrzewania „w zasadzie wszystko, co mamy w budżecie szkolnym, jest zabezpieczane na zakup tego opału” – powiedział „Głosowi Nauczycielskiemu”.

– W zasadzie od tego roku szkolnego nie ma rzeczy, która by nie zdrożała, a jednak subwencja oświatowa pozostała na takim samym poziomie na jakim była wcześniej – zaznaczył Cebula.

Wicedyrektor zaznaczył, że nauka zdalna wiąże się z większymi kosztami dla rodziców. – Tylko w ten sposób przerzuca się koszty ogrzewania na rodziców uczniów, których dzieci nie powinny w trakcie zdalnych lekcji marznąć we własnych domach. Do tego dojdą jeszcze koszty energii elektrycznej – wskazał.

REKLAMA