
Francuski przywódca wygłosił bardzo ekspresyjne przemówienie na forum ONZ w Nowym Jorku. Mówił, że „negocjacje w sprawie Ukrainy mają szanse na sukces tylko pod warunkiem, jeśli Ukraina zostanie wyzwolona, a jej suwerenność zachowana”. Dodał, że państwa pozostające neutralne wobec agresji Rosji popełniają „historyczny błąd” i współuczestniczą w polityce imperialnej ego kraju. Było o „nowym imperializmie”, „który depcze po obecnym porządku”.
Macron dodał, że po 24 lutego nastąpił „powrót do ery imperializmu i kolonializmu”. W sumie trochę dziwne przemówienie, bo stosunek Macrona do Rosji przypomina pana Jourdain ze sztuki Moliera „Mieszczanin szlachcicem”, który nagle odkrył, że „mówi prozą”.
Uwagę zwracał też styl przemówienia. Krytycy mówią o „godnych ubolewania gestach i wokalnym podnieceniu”, czy „teatralności”, które kontrastowały w sumie z „pustą i bezsensowną retoryką”. Jednak komentatorzy medialnie nad Sekwaną uważają, że było to „najmocniejsze przemówienie francuskiego prezydenta na forum ONZ” w historii, a także pewien przełom w polityce wobec Rosji.
Frédérica Encel, wykładowca geopolityki na Sciences-Po, uważa np., że była to kwestia zupełnie nowego i jasnego stanowiska Francji „vis-à-vis Moskwy”. Dodaje, że było to także w przypadku Francji „najmocniejsze przemówienie od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę”. Jego zdaniem, wpływ miały tu „oskarżenia ze strony niektórych państw, w szczególności państw Europy Wschodniej, które do tej pory uważały Pałac Elizejski za niewystarczająco mocny w stosunku do Moskwy”. „Myślę, że wszystko zostało wyjaśnione” – dodaje politolog.
Prof. Encel zwraca uwagę, że Macron zwracał się też m.in.. do krajów afrykańskich, które zachowują dystans wobec agresji Rosji, a nawet Moskwę wspierają. Dzieje się to w szczególnie w Afryce subsaharyjskiej. Francuski prezydent dokonał niemal manichejskiego podziału świata, ale „dzisiejsza Francja nie jest już Francją lat 60. i 70.” i państwa te są mocno suwerenne, a w dodatku obarczone pewną dozą resentymentów antyfrancuskich. Skutek może być więc odwrotny…
Wydaje się, że zwrot polityki francuskiej wobec Moskwy może być jednak stały i nie dotyczy już wyłącznie sfery werbalnej. Tradycyjny dystans wobec więzi transatlantyckich i szukanie roli pośrednika do Rosji były elementami doktryny gaullizmu. Jednak to Moskwa odrzuciła umizgi Paryża, telefony na Kreml nie przynosiły wyników, a Putin chętniej rozmawiał z Erdoganem, niż z Macronem. Francja zaczęła też tracić punkty w krajach UE i szanse na rolę „przywódczą”, zwłaszcza wobec krachu polityki Berlina.
Być może nad Sekwaną wygrywa więc realizm i mamy do czynienia z rzeczywistym przejściem Francji do obozu antyrosyjskiego. Francuskie dostawy na Ukrainę mają objąć więcej broni ciężkiej, a tej sprawie w Moskwie wezwano nawet na „dywanik” w MSZ francuskiego ambasadora. Najbliższe dni pokażą, czy mamy coś całkiem nowego w polityce Francji?
https://twitter.com/dragonduclos/status/1572299880818769920?s=20&t=HDclhRg-WCD4sMpU83bPDg