Francuscy politycy na „żołdzie” Putina

Flaga Francji.
Flaga Francji - zdj. ilustracyjne. (Fot. Unsplash)
REKLAMA

Członkowie francuskiego parlamentu złożyli w sobotę 24 września wniosek o powołanie komisji śledczej w sprawie możliwego finansowania partii politycznych we Francji przez rosyjskie podmioty. To reakcja na ujawnione przez władze USA dane wywiadowcze, z których wynika, że Rosja wydała w ostatnich latach setki milionów dolarów, by wpływać na polityków i władze w innych państwach.

Rzecz odbywa się na zasadzie złodzieja krzyczącego – „łapaj złodzieja!”. Za wnioskiem stoi 8 deputowanych prezydenckiej partii Renesans. Wskazują, że Zjednoczenie Narodowe (RN), nadal spłaca dług zaciągnięty w rosyjskich bankach. To prawda, z tym, że pożyczka byłą jawna i zaciągnięta dlatego, że żaden bank francuski nie chciał pieniędzy na kampanię Le Pen pożyczyć.

REKLAMA

Rosja budowała jednak swoje lobby we wszystkich partiach, a akurat pożyczka z czesko-rosyjskiego banku była oficjalna i trudno nią kogoś szantażować.

Według Amerykanów, Rosja wydała od 2014 r. ponad 300 mln dolarów, by wpływać na polityków i władze w ponad 20 państwach. Stwierdzono ingerencję Rosjan w wybory w Albanii, Bośni i Hercegowinie oraz Czarnogórze. To tylko jeden element nacisków.

W przypadku Francji, podobnie jak w Niemczech, wielu znanych polityków znajdowało po prostu dodatkowy „etat” w firmach rosyjskich. Byli to politycy socjalistyczni, czy centroprawicowi. Na takiej „liście płac” jest sporo byłych deputowanych, ważnych ministrów, a nawet premierzy (Fillon). Próba wskazywania palcem tylko na partię Marine Le Pen raczej nie przejdzie…

Źródło: AFP/ PAP/ Le Figaro

REKLAMA