Rosyjska „taktyczna broń nuklearna”. Czy jest się czego bać?

Rakiety Iskander w obwodzie kaliningradzkim na stałe. Mogą przenosić głowice jądrowe / PAP
Rakiety Iskander w obwodzie kaliningradzkim mogą przenosić głowice jądrowe / PAP
REKLAMA

Prezydent Rosji mówił o możliwości użycia broni jądrowej w przypadku zagrożenia „integralności terytorialnej” Rosji. Groźby powtórzył później szef jego komitetu bezpieczeństwa, b. prezydent Dmitrij Miedwiedjew. Eksperci uważają jednak, że to „ostrzeżenie skierowane do wojsk ukraińskich celem ochrony aneksji czterech okupowanych regionów.

Czy takie groźby to chęc odzyskania inicjatywy? Jednak przekroczenie tej linii, nie zostawiłoby Rosji już żadnych innych „odwodów”. Czy różni się broń atomowa „taktyczna” od „strategicznej? „Nie ma broni nuklearnej taktycznej, a taka nazwa to przede wszystkim konstrukcja intelektualna” – mówi francuski specjalista wojskowy Stéphane Audrand. Dodaje, że taki termin dość niejasno „odnosi się do wykorzystania technologii jądrowej do celów operacyjnych na teatrze wojny”. Broń strategiczna miałaby zasadniczo daleki zasięg, ale każdy atak nuklearny „ma implikacje strategiczne” – dodaje specjalista.

REKLAMA

Jean-Louis Lozier, były szef „sił jądrowych” francuskiego sztabu generalnego mówi o „odstraszaniu”. W latach 70. Francja opracowała tak zwaną „taktyczną” broń odstraszania, czyli pociski Hades i Pluton o zasięgu 120 km. To rozróżnienie trwało do dnia, w którym wielkie mocarstwa zdały sobie sprawę, że „jakiekolwiek użycie broni jądrowej ma w rzeczywistości implikacje strategiczne”.

Ogólnie rzecz biorąc, tak zwana broń taktyczna różni się „swoją mocą, systemami uzbrojenia i sposobem użycia” – podsumowuje Stéphane Audrand, ale dodaje, że „kontury są dość niewyraźne”. W dokumentach NATO „taktyczna broń nuklearna jest przeznaczona do zwalczania celów znajdujących się w odległości do 300 kilometrów”, ale może być również zaangażowana w misje „operacyjne” i „strategiczne”.

Rosja ma około 4477 głowic nuklearnych „rozmieszczonych” lub „przechowanych”, zgodnie z zestawieniem opublikowanym w marcu. Wśród nich 1912 głowic „niestrategicznych i defensywnych”, czyli pociski ziemia-powietrze, rakiety balistyczne krótkiego zasięgu, torpedy, itp.

Także powszechnie stosowane na Ukrainie rakiety „Iskander” i „Kalibr” mogą być wyposażone w głowice jądrowe. Ich moc jest oceniana od 1 do 100 kiloton, w porównaniu do 150, 200, 500, a nawet więcej, w przypadku broni „strategicznych”. Dla porównania wybuch w porcie Bejrucie w Libanie to 2 kilotony, amerykańska bomba zrzucona w 1945 roku na Hiroszimę – 15 kiloton.

Eksperci uważają, że pomysł uderzeń „taktycznych” w celu operacyjnym nie jest sensowny. Zamieniłoby to te tereny w pustynie, a Rosja chce je przecież „wyzwalać”. Potencjalne korzyści militarne też są ograniczone. „Gęstość wojsk na Ukrainie jest bardzo niska, szczególnie w porównaniu z II wojną światową” – podkreśla Stéphane Audrand. Ma też poważne wątpliwości co do zdolności działania armii rosyjskiej w strefach skażonych radiologicznie, co wymaga specjalistycznego sprzętu.

Dalej idzie też argument całkowitego potępienia Moskwy w świecie, łącznie z Pekinem. Pozostaje jednak problem racjonalności działań Putina. Rosyjska doktryna z 2020 roku wyraźnie określa zasady użycia takiej broni: posiadanie „rzetelnych” danych o ataku pociskamicisk balistycznymi na Rosję lub jej sojuszników; użycie broni jądrowej przez przeciwnika; atak na krytyczne miejsca, zagrażający możliwości rosyjskiej reakcji nuklearnej; agresja z użyciem broni konwencjonalnej zagrażająca istnieniu państwa”.

Zwłaszcza ten ostatni punkt jest niejednoznaczny. Można go definiować dość dowolnie, co pozostawia Putinowie spory margines. Na razie jednak nie ma ruchów świadczących o przygotowaniach do takich decyzji. Dlatego eksperci oceniają, że jest to raczej próba „atomowego” zacementowania aneksji części Ukrainy.

Źródło: France Info

REKLAMA