Berlin prowadzi sprytną grę i lawiruje na tyle, na ile może

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Foto: PAP/DPA
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Foto: PAP/DPA
REKLAMA

Czy presja innych państw Zachodu sprawi, że Niemcy w końcu przestaną się migać i udzielą Ukrainie konkretnej pomocy?

To, że Niemcy najchętniej przyklasnęliby upadkowi Kijowa i szybciutko wrócili do robienia dealów z Rosją, jest jasne jak słońce. Jednak rozmaite względy wizerunkowe nie pozwalają im na całkowitą bierność i oczekiwanie na klęskę Ukrainy. Z jednej strony naciskają inne kraje NATO, Stany Zjednoczone i sami Ukraińcy, a z drugiej strony krajowa opozycja, która z oczywistych względów czyha na przejęcie władzy. Krótko mówiąc, presja jest coraz większa, więc trzeba coś robić, choćby dla pozorów. Jak twierdzi Tomasz Mysłek, Berlin prowadzi sprytną grę i lawiruje tyle, na ile może. Wiele wskazuje na to, że kanclerz Olaf Scholz nie chce doprowadzić do eskalacji konfliktu, poniekąd słusznie rozumiejąc, że porządna dostawa niemieckiej broni może się do tego przyczynić. Wystrzega się zarówno pełnowymiarowej wojny, jak i dalszych reperkusji ekonomicznych.

REKLAMA

„Grają tak, żeby nie wywołać fermentu i jakiegoś buntu własnej partyjnej i wyborczej bazy – od wielu lat nie tylko bardzo przychylnej wszechstronnej współpracy SPD i władz RFB z Rosją, ale też mocno niechętnej jakiemukolwiek udziałowi Niemiec w kolejnych wojnach wzniecanych czy wspieranych w świecie przez władze USA i W. Brytanii. W tym udziałowi w dostawach śmiercionośnej broni dla jakiejkolwiek strony wojny. Czynią tak także po to, żeby w obliczu krytyki chadeków i innych mieć jakieś konkretne argumenty i dane, że rząd Niemiec jednak znacząco pomaga władzom w Kijowie – także w dostawach wojskowego sprzętu bojowego, artylerii, pocisków i amunicji, a nie tylko broni lekkiej, radarów, hełmów itp.” – zauważa Tomasz Mysłek w swoim artykule „Gry o broń i chleb”, który został opublikowany w najnowszym wydaniu naszego magazynu.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszym numerze „Najwyższego Czasu!”

Niemcy popadają w kryzys

W swoim tekście Tomasz Mysłek przybliżył również temat pogłębiającego się kryzysu gospodarczo-energetycznego, który nawiedził Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi muszą mierzyć się z ogromną inflacją, a w efekcie coraz wyższymi cenami towarów, usług oraz energii. Nie da się ukryć, że ta niesprzyjająca sytuacja tylko zniechęca zwykłych obywateli do zaangażowania w wojnę. Po prostu ludzie widzą, że uderza to w ich portfele i ściąga na cały kraj mnóstwo problemów. Po co nam to potrzebne? – myślą pragmatyczni Niemcy.

„We wrześniu zaczęły już upadać i kończyć działalność pierwsze i z każdym dniem coraz liczniejsze piekarnie, cukiernie i inne rodzinne biznesy – bazujące do niedawna na niezbyt jeszcze wielkich kosztach energii. Bo w drugiej połowie sierpnia małe piekarnie i cukiernie itp. biznesy zaczęły dostawać nowe rachunki od dostawców gazu – niekiedy ponad 3,5 razy większe niż jeszcze wiosną br. (podwyżka z 9-10 do aż 34-36 eurocentów za kilowatogodzinę gazu (!)” – wskazuje Tomasz Mysłek na łamach „Najwyższego Czasu!”.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszym numerze „Najwyższego Czasu!”

REKLAMA