Gry o broń i chleb. Zaniepokojenie milionów Niemców

Zdjęcie ilustracyjne. / foto: domena publiczna
Zdjęcie ilustracyjne. / foto: domena publiczna
REKLAMA

W końcu sierpnia i we wrześniu wzrosła presja władz USA, Wielkiej Brytanii, NATO i Ukrainy na Niemcy – na dostarczanie Ukrainie większych ilości broni ciężkiej, w tym czołgów. W związku z tym minister obrony Niemiec już kilkakrotnie zapowiadała kolejne planowane dostawy broni i wojskowego wsparcia dla władz w Kijowie – choć nie najlepszej broni i nie w dużych ilościach.

15 września federalna minister Christine Lambrecht (z SPD) poinformowała dziennikarzy, że Niemcy dostarczą Ukrainie 50 opancerzonych wozów wojskowych ATF Dingo (służących przede wszystkim do patrolowania terenu), a także dwie kolejne wyrzutnie rakiet MARS II i 200 rakiet do nich. Wprawdzie trzy dni wcześniej w swoim przemówieniu (dot. nowej polityki bezpieczeństwa Niemiec) Lambrecht zadeklarowała dalszą wojskową pomoc dla władz w Kijowie, ale też przypomniała (w reakcji na wielokrotne prośby i wręcz żądania tych władz o dostarczenie im nie tylko pojazdów opancerzonych, ale też nowoczesnych czołgów Leopard i innych), że „dotychczas żaden inny kraj nie dostarczył Ukrainie żadnych wyprodukowanych na Zachodzie i nowoczesnych bojowych wozów piechoty i czołgów”.

REKLAMA

Dodała, że w związku z tym „nie będzie tutaj jednostronnych działań ze strony Niemiec”. Na pocieszenie dodała, że „należy jednak dążyć” do tzw. wymiany okrężnej z Grecją, czyli do tego, żeby greckie czołgi konstrukcji sowieckiej mogły zostać przekazane Ukrainie – w zamian za czołgi niemieckie i inne z Zachodu dla Grecji. (Takiej wymiany kilkudziesięciu czołgów sowieckich na czołgi niemieckie już dokonano w umowach Berlina z Czechami i Słowacją). Minister obrony wyraziła pogląd, że Niemcy „doszły już do kresu własnych możliwości”, jeśli chodzi o przekazywanie broni z obecnych zapasów Bundeswehry, więc rząd RFN „nie jest gotowy” narażać zdolności niemieckich sił zbrojnych do działań militarnych poprzez realizację dodatkowych i większych dostaw dla Kijowa. Dała do zrozumienia, że to „zagrażałoby bowiem obronie kraju i sojuszu NATO”. Richtig!

Zanosi się na to, że władze w Kijowie nie mają co liczyć, przynajmniej w okresie najbliższych kilku miesięcy, na żądane od Niemców (już w marcu br.) dostawy nowoczesnych i ponoć bardzo dobrych bojowych wozów piechoty typu „Marder”. Tym bardziej nie mają co liczyć na otrzymanie nowoczesnych, najlepszych w Europie czołgów Leopard czy niemieckich samolotów myśliwskich. Bo Niemcy w tym roku, pod kolejnymi rządami lewicy, mają podobno faktycznie mało tych czołgów – raptem jedynie 225 w pięciu batalionach pancernych (!).

Z kolei kanclerz Olaf Scholz (w wypowiedzi dla radia Deutschlandfunk z 17 września i w odpowiedzi na ww. naciski, żądania dostaw i krytyki) podkreślił, że Niemcy już od kilku miesięcy są jednym z najważniejszych dostawców broni dla Ukrainy (po władzach USA i Wielkiej Brytanii) i dostawy niemieckich ciężkich samobieżnych haubic PzH 2000 i wcześniej 20 samobieżnych dział GEPARD dały Ukraińcom jedną z najnowocześniejszych zachodnich broni, jakie dotychczas zostały użyte w walkach z rosyjskim wojskiem. Kanclerz stwierdził też, że „to właśnie ta dostarczona przez nas broń zmieniła sytuację” na froncie w okolicach Charkowa i umożliwiła obecne sukcesy wojskowe, które odnosi Ukraina. Przypomniał, że jego rząd wydał już zgodę na wyprodukowanie dla Kijowa 100 nowych haubic PzH 2000 – które mają być dostarczane „w najbliższych latach”. Natomiast urzędnicy MON przypomnieli, że w pierwszych dwóch miesiącach wojny Niemcy bezpłatnie przekazały Ukrainie (z zasobów Bundeswehry) m.in. 3 tys. granatników przeciwpancernych Panzerfaust 3, ponad 500 zestawów przeciwlotniczych Stinger, 2,7 tys. zestawów przeciwlotniczych Strela (ze starych zasobów armii NRD), ok. 15 tys. min przeciwczołgowych, 100 tys. ręcznych granatów, 100 karabinów maszynowych, 280 różnych pojazdów wojskowych i paliwo do nich, sprzęt medyczny itd. Wunderbar!

Reakcja wizerunkowa

Należy jednak zaznaczyć, że ww. słowa przedstawicieli rządu Niemiec to głównie ewidentna reakcja wizerunkowa na wielotygodniowe żądania i naciski władz Ukrainy, a także opozycyjnych chadeków z CDU i CSU oraz koalicyjnych partnerów SPD (tj. Zielonych i FDP), żeby władze Niemiec dostarczyły jednak ukraińskim wojskom czołgi Leopard i (na miarę możliwości) inną nowoczesną i ciężką broń ofensywną. Ale kanclerz i kierownictwo jego SPD (rządzącej kluczowymi resortami: MON, MSW i Urzędem Kanclerskim) najwyraźniej grają nadal na zwłokę i na czas – choć w okresie od czerwca br. jednak poczynili kilka widocznych, w tym ww. ustępstw, w kwestii dostaw ofensywnej broni artyleryjskiej i innej dla Kijowa. Grają tak, żeby nie wywołać fermentu i jakiegoś buntu własnej partyjnej i wyborczej bazy – od wielu lat nie tylko bardzo przychylnej wszechstronnej współpracy SPD i władz RFN z Rosją, ale też mocno niechętnej jakiemukolwiek udziałowi Niemiec w kolejnych wojnach wzniecanych czy wspieranych w świecie przez władze USA i W. Brytanii. W tym udziałowi w dostawach śmiercionośnej broni dla jakiejkolwiek strony wojny. Czynią tak także po to, żeby w obliczu krytyki chadeków i innych mieć jakieś konkretne argumenty i dane, że rząd Niemiec jednak znacząco pomaga władzom w Kijowie – także w dostawach wojskowego sprzętu bojowego, artylerii, pocisków i amunicji, a nie tylko broni lekkiej, radarów, hełmów itp.

To dlatego min. Lambrecht i część niemieckiej prasy przypominała, że do dnia 5 września tego roku (według informacji podawanych wcześniej cząstkowo przez sam rząd RFN) ten rząd zatwierdził już bezpłatne dostawy wojskowego sprzętu dla władz Ukrainy o łącznej wartości ponad 733 mln euro – nie licząc pomocy finansowej na cele gospodarcze, medyczne i humanitarne i pomocy dla prawie miliona ukraińskich uciekinierów przebywających w Niemczech. Niektórzy przypominają też, że rząd Niemiec uchwalił już w kwietniu br. przyznanie władzom w Kijowie (w ramach ogólnego programu wojskowej pomocy) kwoty ponad 1 miliarda euro na zakupy dla wojska. (Dla pewnego porównania: tegoroczne finansowe i wojskowe wsparcie rządowego Londynu dla Ukrainy wyniosło do połowy sierpnia ponoć ok. 3,8 mld funtów, tj. ok. 4,4 mld euro, w tym sama wartość uzbrojenia i wojskowego sprzętu ponad 2,3 mld funtów, a np. dostawy polskie – wedle oficjalnych komunikatów polskiej administracji – osiągnęły do końca sierpnia wartość ok. 1,8 mld euro).

Pomimo tej znaczącej pomocy i niebagatelnych dostaw broni, w rządzącej koalicji SPD-Zieloni-FDP nadal nie ma zgody co do zakresu dalszego wojskowego wsparcia Niemiec dla Ukrainy. Demo-liberałowie z FDP i euro-komunistyczni Zieloni opowiadają się za znacznym zwiększeniem dostaw (co popierają także nieliczni w sumie posłowie SPD), choćby kosztem dalszego i znacznego zmniejszenia bojowych zdolności Bundeswehry (!). Ich krytyka dotyczy także zablokowania przez Urząd Kanclerski przekazania Ukraińcom już wycofanych z użytkowania w Bundeswehrze i składowanych przez niemieckie firmy: czołgów Leopard 1A5, bojowych wozów piechoty Marder i opancerzonych transporterów Fuchs. Rządowy Berlin ani wiosną ani latem br. nie wydał bowiem zezwolenia na wysyłkę tego sprzętu do Kijowa. I wskazywał przy tym, że tego rodzaju uzbrojenia nie dają Ukraińcom również władze USA czy W. Brytanii. Najprawdopodobniej rządzący RFN obawiają się, że wskutek znaczących dostaw ciężkiego sprzętu bojowego takiego jak czołgi i bojowe wozy piechoty, Kijów uzyskałby możliwość przeprowadzenia jakiejś skutecznej ofensywy przeciw siłom rosyjskim, a wtedy Kreml postawiony przed groźbą prestiżowej i bolesnej porażki mógłby podjąć jakieś „nieprzewidywalne kroki”.

Rządzący w Niemczech twierdzą też konsekwentnie, że Republika Federalna i NATO w żadnym razie nie mogą stać się stroną wojny, sankcje nie powinny być w sumie bardziej kosztowne dla Niemiec niż dla Rosji, a ceną dozbrajania Ukrainy nie może być dalsze obniżanie bojowych zdolności Bundeswehry. Richtig!

Ponadto wydaje się, że rządzący Niemcami politycy, urzędnicy i ich wyborcy zwyczajnie bardzo obawiają się dalszej eskalacji konfliktu na Ukrainie, użycia przez rosyjskie wojsko taktycznej broni atomowej, celowego uszkodzenia jakiejś ukraińskiej elektrowni jądrowej czy jeszcze większej energetycznej i politycznej presji Kremla na ich państwo. Te racjonalne argumenty podziela na pewno większość ich wyborców. Sehr schön und demokratisch!

Upadki piekarni i innych zakładów

Zaniepokojenie milionów Niemców wywołuje także nadal rosnąca inflacja (też duża inflacja producencka, rzędu ok. 40 proc. rocznie) oraz coraz większa drożyzna energii, towarów i usług. We wrześniu zaczęły już upadać i kończyć działalność pierwsze i z każdym dniem coraz liczniejsze piekarnie, cukiernie i inne rodzinne biznesy – bazujące do niedawna na niezbyt jeszcze wielkich kosztach energii. Bo w drugiej połowie sierpnia małe piekarnie i cukiernie itp. biznesy zaczęły dostawać nowe rachunki od dostawców gazu – niekiedy ponad 3,5 razy większe niż jeszcze wiosną br. (podwyżka z 9-10 do aż 34-36 eurocentów za kilowatogodzinę gazu (!). Z kolei np. Eckehard Vatter, szef wielkiej piekarni Vatter w Dolnej Saksonii (mającej 35 oddziałów i aż 430 pracowników) od września ma płacić za gaz aż ponad 75 tys. euro miesięcznie (a jeszcze w lipcu i sierpniu płacił „tylko” po ok. 5,8 tys. euro (!).

W związku z tą sytuacją p. Vatter i wielu innych piekarzy i ich pracowników wyszli w Hanowerze na ulice, żeby protestować. Kilkuset z nich niosło szyldy i transparenty z napisami „Ratujcie nas piekarzy” itp. Stowarzyszenie Niemieckiego Rzemiosła Piekarskiego ostrzega, że wiele firm będzie musiało się zamknąć, jeśli nie otrzyma pomocy państwa i to zaraz. Natomiast przewodniczący Niemieckiej Konfederacji Rzemiosła Hans Peter Wollseifer alarmował (w rozmowie z dziennikiem „Rheinische Post”), że „codziennie otrzymujemy alarmujące telefony od przedsiębiorstw, które mają zamiar zamknąć produkcję – także dlatego, że tych ogromnych wzrostów kosztów energii nie da się już zrekompensować podwyżkami cen i przerzucić ich na klientów” (wg dw.de). Sehr schlimm!

Należy przypomnieć, że dotychczasowe pomocowe „pakiety” rządu Niemiec dotyczyły głównie indywidualnych gospodarstw domowych, w tym milionów konsumentów i pracowników samotnych, a w znacznie mniejszym stopniu przedsiębiorstw – szczególnie tych małych i rodzinnych. Sytuacja wielu drobnych i średnich przedsiębiorców staje się więc już dramatyczna – bo ponoć „dynamika upadłości jest już znacznie większa niż w szczytowych fazach” silnych ograniczeń i lockdownów wprowadzonych przez rządy w okresie ich niesławnej „pandemii”. Np. według badania przeprowadzonego w pierwszej dekadzie września przez Federację Niemieckiego Przemysłu, już ok. jedna trzecia niemieckich przedsiębiorstw przemysłowych dostrzega wyraźne zagrożenia dla swojego dalszego istnienia (!).

Tymczasem większość komisarzy, urzędników, polityków i mediów Unii Europejskiej (w sumie coraz bardziej euro-komunistycznej, biurokratyczno-kosztownej, marnotrawnej i gównianej), w tym tych pochodzenia niemieckiego i polskiego, nadal ględzi (delikatnie pisząc) o rzekomej konieczności „walki z globalnym ociepleniem”, „dekarbonizacji” Polski, Czech, Niemiec i innych krajów, o swoich licznych komunistyczno-„zielonych” i czerwonych pomysłach, normach, limitach, nakazach, zakazach itd. Kiedy wreszcie przeciętni Niemcy, Holendrzy, Belgowie, Włosi i inni Europejczycy przegonią ich politycznie bądź wyrzucą na zbity (czerwony) ryj z setek ich ogromnie kosztownych, marnotrawnych i antynarodowych urzędów i mediów?

Tomasz Mysłek


REKLAMA