Korwin-Mikke: Mąż stanu [FELIETON]

Janusz Korwin-Mikke Źródło: PAP
Janusz Korwin-Mikke Źródło: PAP
REKLAMA

Trzydzieści lat temu śp. Wiktor Osiatyński po jakimś moim przemówieniu w Sejmie, nie do końca zrozumianym przez posłów, powiedział: „Bo to są wszystko politycy i politykierzy – a Ty jesteś mąż stanu”.

Ponieważ słowo „stan” to tłumaczenie „state”, czyli „państwo”, a ja jestem zdecydowanym antypaństwowcem, raczej się skrzywiłem. Dziś mam wrażenie, że Wiktorowi szło o coś innego.

REKLAMA

Przede wszystkim wielu dzisiejszych „polityków” idzie do polityki, bo to jest źródło łatwych pieniędzy. Wystarczy gadać to, co podoba się publice i posłusznie robić to, co każe prezes partii – i otwiera się droga do źródełka. W partiach typu PO można robić rozmaite afery – a w partiach typu PiS czy PSL otrzymać niezbyt wymagającą posadkę za dobre pieniądze.

Trzeba zauważyć, że tu występuje wybitnie niekorzystne sprzężenie zwrotne, powodujące, że niektóre opinie stają się samosprawdzające. Gdy w społeczeństwie uciera się opinia, że politycy kłamią i kradną, to porządni ludzie wzdrygają się przed zaangażowaniem się w politykę – natomiast pchają się do niej urodzeni kłamcy i złodzieje. I okazuje się, że opinia była prawdziwa!

Jeśli jednak ktoś zajmuje się polityką nie dlatego, by się nakraść, lecz by zrobić coś dobrego dla kraju – to już na wstępie czeka go test. Otóż już po kilku miesiącach przekonuje się, że nic dla Polski zrobić nie może – ale dla swojej gminy (albo i dla siebie…) jak najbardziej. Wystarczy obiecać właściwemu ministrowi poparcie w ważnej dla niego sprawie – a ten już o te gminę (a może nawet i powiat?) zadba. Drogę każe doprowadzić albo i internet szybkobieżny i szerokowątkowy każe zainstalować.

I reelekcja pewna!

Niestety: Sejm i „rząd” pełnią dwie funkcje: ustawodawczą i wykonawczą. Jest to, oczywiście, fatalne materyi pomieszanie.

Jeśli nowy senator czy poseł chce jednak zostać ustawodawcą, to przekonuje się, że NIC poważnego zrobić się nie da. Partie walczą ze sobą i są w nieustannym klinczu – a na to, by coś zmienić, trzeba zmienić konstytucję – a do tego trzeba mieć 2/3. To się w dzisiejszych czasach nie zdarza. Nawet w USA żadna partia nie potrafi zdobyć takiej przewagi. W Polsce dwie główne balansują na poziomie 30%…

Nawet geniusze taktyki potrafią w takich warunkach osiągać co najwyżej niewielki postęp w jakimś kierunku. Z reguły na krótki okres.

A stratedzy? Co zostało z reform śp. Małgorzaty Thatcherowej i śp. Ronalda Reagana? Nawet reformy śp. gen. Augusta Pinocheta, wsparte zdecydowanymi działaniami (i okupione ofiarą co najmniej 1500 ludzi…) też zostały cofnięte. W Chinach JE Jìn-Píng Xí też pomalutku niszczy dzieło śp. Xiǎo-Píng Dènga…

Dziś pod mianem „męża stanu” rozumie się polityka, który ma jakąś wizję państwa. Kiedyś taki polityk mógł zaoferować swoje usługi monarsze (niekoniecznie swojemu!!), przekonać go do swojej wizji – i ją realizować. W Polsce to się nie zdarzało, bo… władza królewska była na ogół bardzo słaba. Jedynym takim mężem stanu był chyba śp. Aleksander Margrabia Wielopolski, książę Myszkowski – jednak jego wizja była z konieczności ograniczona, bo Królestwo Polskie po powstaniu listopadowym już nie miało samodzielności. Jednak cesarz darzył go zaufaniem – i praca postępowała. Jak wiadomo, wysiłki carskiej biurokracji, nienawidzącej Wielopolskiego (bo wyrzucał rosyjskich urzędników, polonizując administrację) i polskiej „lewicy patriotycznej”, nienawidzącej Wielopolskiego, bo ten chciał to zrobić dzięki łasce cara – a nie we Wspaniałym Patriotycznym Zrywie Niepodległościowym. A przecież mówił Wieszcz Adam: „znam, co być wolnym z łaski Moskwicina”!

(Tak nawiasem: zastanawiam się przed zimą, czy część Polaków nie pragnęłaby powiedzieć: „Wiem, co to ciepło z łaski – ech – Putina”; tym bardziej że łaska średnia, bo przecież za rosyjski gaz, ropę i węgiel płaciliśmy…)

Moim zdaniem jednak najważniejszą różnicą jest perspektywa. Polityk myśli o najbliższych wyborach. Wybitny taktyk, WCzc. Jaroslaw Kaczyński, myśli nawet o następnych…

…a ja zastanawiam się, co będzie z Polską za 20-30 lat.

W 1939 polski polityk był dumny, że załatwił dla Polski gwarancje za strony europejskich potęg: Wielkiej Brytanii i Francji. Nie raczył pomyśleć, jakie będą dalsze skutki…

I Prawo Murphy’ego mówi: „Jak coś może pójść źle – to pójdzie!”. I poszło. Wojna, ruina, pięć lat narodowo-socjalistycznej okupacji, kolejny walec wojny, kolejna ruina, dziesięć lat okupacji stalinowskiej – a i potem nie było najlepiej.

Byl wtedy jeden mąż stanu, śp. Władysław Studnicki-Gizbert, który dość dokładnie przewidywał, jak skończy się polityka śp. płk. Józefa Becka. Nikt go nie słuchał. Jego książkę skonfiskowano. Polacy puszyli się, że nie dopuszczą do budowy autostrady z Pomorza Zachodniego do Prus Wschodnich („A kto wie, co Niemcy będą po niej wozili?”) i powoływali się na układy międzynarodowe, by nie dopuścić do połączenia Gdańska z III Rzeszą (choć stosunki z Berlinem Polska miała o niebo lepsze niż z Gdańskiem!).

(Znów nawiasem: układ ludnościowy Wolnego Miasta Gdańska był niemal identyczny jak Krymu: 80% Niemców, 12% Kaszubów, kilka procent Polaków; na Krymie zamiast Kaszubów byli i są Tatarzy. Ukraina też powołuje się na układy międzynarodowe – i też doprowadziła do wojny. Miejmy nadzieję, że nie skończy się III światową…)

A mnie nie zależy, by odnotować kilka sukcesów – że udało się nam postawić Moskwie, jak kiedyś Berlinowi. Ja myślę o przyszłości. Wojna świetnie umocni i zjednoczy naród ukraiński, który jednak w wyniku tej wojny utraci co najmniej Ługańskie, a może i Donieckie, a nawet Nową Rosję. I teraz ten naród będzie miał takie poczucie krzywdy jak Niemcy po traktacie wersalskim. Oraz znakomicie uzbrojoną i ostrzelaną armię.

I gdy za 10-20 lat (a może znacznie wcześniej) przypomną sobie o Zakerzoniu, Chełmie, Przemyślu i Łemkowynie – to chciałbym mieć za plecami Kozaków znad Dniestru zaprzyjaźnionych Kozaków Dońskich…

I dlatego protestuję przeciwko bezsensownemu obrażaniu Rosjan.

Z takim samym skutkiem jak śp. Władysław Studnicki…

Janusz Korwin-Mikke


REKLAMA