Rząd chce zamrozić ceny prądu, ale zapomniał o kilkunastu miliardach na odszkodowania

Zdjęcie ilustracyjne. / Źródło: pixabay
Zdjęcie ilustracyjne. / Źródło: pixabay
REKLAMA

Rząd planuje zamrozić ceny prądu, aby rzekomo uratować w ten sposób gospodarkę i obywateli przed kryzysem. A wyjdzie jak zwykle.

W ubiegłym tygodniu rząd przyjął ustawę, która ma wprowadzić limity cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych (693 zł/MWh) oraz małych i średnich firm, odbiorców wrażliwych i samorządów (785 zł/MWh). Innymi słowy, chodzi o to, aby zamrozić ceny prądu i w ten sposób ulżyć obywatelom w cierpieniach. W czwartek projekt rozpatrzy Sejm.

REKLAMA

Koszt całego przedsięwzięcia? Aż 19 mld zł. Zgodnie z przepisami pieniądze miałyby być zebrane od firm, które produkują i sprzedają prąd. Krótko mówiąc, firma ma zarobić tylko tyle, żeby wystarczyło jej na pokrycie kosztów operacyjnych oraz kosztów stałych produkcji prądu. Jednak problem polega na tym, że ktoś chyba „zapomniał” o rekompensatach dla firm, które już zakontraktowały zakupy prądu na kolejny rok. To właśnie PiS w pigułce.

„Firmy obrotu będą więc musiały do wskazanych w ustawie klientów sprzedawać prąd po cenie znacznie niższej niż ją kontraktowały i będą generowały straty. Ta strata będzie pokrywana ze strony Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny. Taki mechanizm był już stosowany 3 lata temu. Płatności były jednak pokrywane z dużym opóźnieniem. O ile duże spółki obrotu powinny poradzić sobie z tym wyzwaniem, to mniejsze firmy, które jeszcze przetrwały na rynku, mogą sobie nie poradzić z tą sytuacją, bo nie mają tak dużej płynności finansowej. Te firmy mogą upaść, a w ich miejsce mogą wejść sprzedawcy z urzędu, a więc firmy z udziałem skarbu państwa. Duże podmioty na tym skorzystają, bo odzyskają utracony w efekcie liberalizacji rynek” – wyjaśnia Michał Sztabler, analityk Noble Securities.

Gdzie miliardy na odszkodowania?

We wtorek samo Ministerstwo Aktywów Państwowych przyznało, że „szacowany poziom strat dla spółek obrotu wynikający z różnicy ceny pomiędzy kosztami wynikającymi z zawartych kontraktów a ceną maksymalną może wynieść nawet kilkanaście miliardów złotych, z czego największą część będą stanowić straty spowodowane na sprzedaży energii dla gospodarstw domowych”. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że przedsiębiorstwa energetyczne odnotują spore straty, co doprowadzi do problemów z wykonywaniem zobowiązań, a w konsekwencji upadłości niektórych z nich. Tani prąd pod widzimisię rządzących nie wchodzi w grę, skoro firmy kupiły wcześniej jego duże ilości po wysokich stawkach. W końcu kto im wyrówna te różnice? Sam MAP wskazuje, że chodzi o dziesiątki miliardów złotych.

„Bezsprzecznie niezależni dostawcy energii nie przetrwają ustawy zamrażającej ceny w formie, w jakiej została ona zaproponowana. Nie możemy płacić za towar więcej niż kwota, za jaką jesteśmy w stanie go sprzedać. Rynek energii jest skomplikowany i ktoś chyba nie zrozumiał różnicy między wytwórcą a dostawcą energii. Ten pierwszy produkuje towar i sprzedaje go na rynku hurtowym, drugi zaś kupuje towar w hurcie i sprzedaje go na rynku detalicznym. Podobnie wygląda handel każdym towarem, chociażby na rynku rolnym, zarówno producent i dostawca mają swoją rolę w łańcuchu dostaw. Szczególną rolę w tym rynku mają niezależni dostawcy, którzy nie są jednocześnie producentami” – wskazuje Kamil Kondracki, Dyrektor ds. Ekonomicznych Elektrix.

REKLAMA