Andrzej Duda załatwi broń jądrową? „Śmiałe projekty wymagają śmiałych pytań”

Prezydent Andrzej Duda. Foto: president.gov.ua
Prezydent Andrzej Duda. Foto: president.gov.ua
REKLAMA

Czy Polska będzie miała broń jądrową? Prezydent Andrzej Duda przyklasnął temu pomysłowi.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszym numerze „Najwyższego Czasu!”

REKLAMA

Jak informują media, prezydent Andrzej Duda potwierdził, że trwają rozmowy ze stroną amerykańską w kwestii broni jądrowej dla Polski. Na ten moment istnieją dwa warianty tej propozycji. W pierwszym wspaniałomyślny sojusznik nam ją przekazuje lub sprzedaje. W drugim „pożycza”, abyśmy mogli nią samodzielnie dysponować. Zdaniem Mariana Miszalskiego w obu scenariuszach całe odium odpowiedzialności spada na nasz kraj. W razie ataku na Polskę Stany Zjednoczone wcale nie musiałyby walczyć z napastnikiem o tę broń, bo… nie byłaby formalnie ich. Sprytne, prawda?

„Można zatem odnieść nieprzyjemne wrażenie, że w planach amerykańskich Polska wyposażona w broń jądrową ma stanowić tylko ważne przedpole, peryferium obok Ukrainy, na którym będą się »haratać« jądrowo potężni mocarze, oszczędzając własne terytoria. Jak widać, przypisywany amerykanom zamysł w dwóch przedstawionych wersjach jest dla Polski bardzo ryzykowny, nazwać go można strategiczną »jazdą po bandzie«” – zauważa Marian Miszalski w artykule „Polska nuklearna”, który został opublikowany w najnowszym wydaniu naszego magazynu.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszym numerze „Najwyższego Czasu!”

Czy Andrzej Duda złoży kontrpropozycję?

Zdaniem Mariana Miszalskiego zgoda na taki projekt musiałaby wiązać się z przyjęciem kontrpropozycji ze strony Polski. Otóż w jego opinii prezydent Andrzej Duda powinien zażądać amerykańskiej, bezzwrotnej pomocy militarnej, i to w sporym wymiarze finansowym. Bez tego, np. 40 miliardów dolarów rocznie, ryzyko związane z posiadaniem broni jądrowej jest zbyt duże. Bezmyślne narażanie się Rosji to po prostu głupota.

„Czy prezydent Duda ośmieli się złożyć taką odpowiedź na ofertę Waszyngtonu? Śmiem wątpić. Jeśli nie ośmielił się poruszyć w Waszyngtonie sprawy bezczelnych żydowskich roszczeń i ustawy 447 (»dziedziczenie bezspadkowe«), jeśli po rozmowie z kanclerz Merkel wstrzymał swym vetem reformę sądownictwa w Polsce, czego można się po nim spodziewać w tej kwestii?…” – wątpi Marian Miszalski na łamach „Najwyższego Czasu!”.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszym numerze „Najwyższego Czasu!”

REKLAMA