Bolsonaro ciągle nie uznał swojej porażki, ale „świat postępu” na wyścigi wspiera Lulę

Zdjęcie ilustracyjne. / Twitter/screen
Zdjęcie ilustracyjne. / Twitter/screen
REKLAMA

„Niepokojące milczenie Jaira Bolsonaro” – tak wiele mediów zachodnich tytułuje sytuację w Brazylii po wyborach. Sugeruje się, że urzędujący prezydent może nie uznać wyniku wyborów, w których wygrał niewielką większością lewicowy kandydat Lula da Silva.

Mówi się nawet o „powtórce” sytuacji po porażce Donalda Trumpa w USA, gdzie „szturmowano” Kapitol. Rzeczywiście, zwolennicy Bolsonaro zaczęli blokować drogi i mówią o oszustwie wyborczym, a on sam nie skomentował jeszcze ostatnich rozstrzygnięć. Oficjalne przekazanie władzy powinno nastąpić 1 stycznia.

REKLAMA

W Brasilii bezpieczeństwo zostało wzmocnione „zapobiegawczo” w pobliżu Placu Trzech Władz, który skupia Pałac Prezydencki, Sąd Najwyższy i Parlament, w oczekiwaniu na ewentualne przybycie demonstrantów popierających Bolsonaro.

Tymczasem cały „postępowy świat” wspiera elekta Luiza Inacio Lula da Silvę Lulę. „Prezydent elekt” otrzymywał liczne telefony od przywódców zagranicznych z „gratulacjami”, co miało przyklepać jak najszybciej werdykt.

Jako jeden z pierwszych do Luli dzwonił francuski prezydent Macron, okazując niezwykłe podniecenie i nieskrywaną radość z powodu zwycięstwa skrajnego lewaka, pod którego rządami Brazylia może dołączyć do takich krajów, jak Wenezuela czy Kuba.

Podobne głosy „postępowców” odezwały się w Polsce. Lewak Gdula oburza się na władze RP, że te jeszcze nie wykonały podobnych telefonów do jego idola… Luli. Sytuacja w Brazylii jest jednak dość dynamiczna.

REKLAMA