Minister edukacji w warszawskim rządzie – Przemysław Czarnek – chce jeszcze bardziej scentralizować polski system edukacji. Przedstawicielowi aparatu władzy sen z powiek spędza fakt, że edukacji może być choć częściowo „poza kontrolą”.
Środowisko wolnościowe od lat walczy od decentralizację edukacji. „Dzieci trzeba zwrócić rodzicom” – już od kilku dekad głosi nestor polskiej prawicy Janusz Korwin-Mikke.
Wolnościowa prawica od dawna proponuje też rozwiązania, które zwróciłyby polskim obywatelom kontrolę na edukacją ich dzieci. Mowa tu chociażby o bonie edukacyjnym.
Czytaj więcej: Wolnościowa propozycja edukacyjna. Zmieńmy 500plus na bon edukacyjny! Zobacz, o co chodzi [VIDEO]
W zupełnie inną stronę dąży pisowski rząd w Warszawie. Władza chce tak radykalnie scentralizować edukację w Polsce, że może to doprowadzić do nieocenionych szkód. Przemysław Czarnek – minister edukacji w rządzie PiS – wprost przyznaje, że chodzi o kontrolę.
Warszawski polityk w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” stwierdza, że „edukacja nie może być poza kontrolą organu nadzoru pedagogicznego”. Jest to totalitarne i antywolnościowe podejście. W rzeczywistości oczywiście edukacja powinna być poza jakąkolwiek władzą państwową – to rodzice mają wychowywać dzieci, a nie państwo.
– Nie może być tak, że nikt za jej jakość nie bierze odpowiedzialności – twierdzi dalej polityk i mówi, że „system trzeba uszczelnić”, aby nie był używany przez – uwaga – „mafie oświatowe”.
Pisowscy rządzący znów używają wobec polskich obywateli tej kryminalnej nomenklatury – przedsiębiorcy to mafie vatowskie, podatnicy, którym odebrano pieniądze na 500plus to złodzieje, a teraz mowa jeszcze o jakichś „mafiach oświatowych”.
W tym samym wywiadzie Czarnek mówi, że „w poprzednich latach ewidentnie faworyzowano w przydziale publicznych środków organizacje reprezentujące poglądy dalece liberalne, lewicowe”. Tylko, że lekarstwem na to jest prywatyzacja i bony edukacyjne, a nie centralizacja i przekierowywanie środków wedle uznania rządzących.
Rodzice powinni natomiast móc wychować dziecko według ich własnego widzimisię – na prawicowca, lewaka, agrarystę, czy kogokolwiek chcą. Z prostego powodu – to jest ich dziecko, a nie nie Przemysława Czarnka i Jarosława Kaszyńskiego.
Niedawno prezes Wolnościowców Artur Dziambor próbował tłumaczyć to Czarnkowi w mediach społecznościowych.
„Panie Pośle Arturze Dziamborze, Krzysztofie Bosaku, Panie Przewodniczący Sławomirze Mentzenie: tego rodzaju szkoły broniliście? Czyżby?” – napisał na Twitterze Czarnek, dołączając do wpisu screen z jakąś lewicową inicjatywą w szkołach.
Artur Dziambor odpisał przedstawicielowi aparatu warszawskiej władzy: „Panie Ministrze, bronimy wolności rodziców do decydowania o wyborze najlepszej ich zdaniem formy i miejsca, w którym ich dzieci będą zdobywały wiedzę. Ani Pan, ani ja, nie mamy i nie powinniśmy mieć prawa do decydowania za rodziców co ma im się podobać, a co nie”.
Panie Ministrze, bronimy wolności rodziców do decydowania o wyborze najlepszej ich zdaniem formy i miejsca, w którym ich dzieci będą zdobywały wiedzę. Ani Pan, ani ja, nie mamy i nie powinniśmy mieć prawa do decydowania za rodziców co ma im się podobać, a co nie.
— Artur E. Dziambor (@ArturDziambor) October 28, 2022
Bosak: Co to da? Dla mnie to jest populizm. PiS skapitulowało przed Unią Europejską