Proces za wesele w czasach lockdownu. Sprawa ma charakter precedensowy

Wesele, zabawa.
Wesele - zdj. ilustracyjne (Fot. Unsplash)
REKLAMA

Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zakończył się proces odwoławczy przedsiębiorcy, nieprawomocnie skazanego na pół roku więzienia w zawieszeniu za zorganizowanie imprezy weselnej w czasie obowiązywania obostrzeń, restrykcji, nakazów i zakazów wprowadzonych pod pretekstem walki z koronawirusem.

Suwalska prokuratura rejonowa zarzuciła przedsiębiorcy, że – w ramach działalności gospodarczej prowadzonej w Wiżajnach (Podlaskie) – działając na zlecenie innych osób i wbrew covidowym nakazom, zorganizował 17 kwietnia 2021 roku w Suwałkach uroczystość weselną, w której uczestniczyły co najmniej 43 osoby (licząc gości weselnych, nowożeńców i obsługę), z udostępnieniem miejsca do tańca i podawaniem posiłków gościom przy stołach.

REKLAMA

W ocenie prokuratury, w tej sytuacji – organizując takie weselne przyjęcie z udziałem ponad 40 osób (wówczas władza wymyśliła, że wirus nie będzie się rozprzestrzeniał, jeśli będzie maksymalnie pięć osób) – przedsiębiorca sprowadził niebezpieczeństwo dla zdrowia lub życia wielu osób poprzez szerzenie się choroby zakaźnej wywołanej COVID-19.

Przedsiębiorca do zarzutów nie przyznał się, ale w marcu Sąd Okręgowy w Suwałkach uznał go za winnego; nieprawomocnie skazał na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata.

Obrona stoi na stanowisku, że sąd pierwszej instancji – bez poparcia tego dowodami, a w oparciu o dowolne i hipotetyczne ustalenia – uznał, że przedsiębiorca sprowadził niebezpieczeństwo dla wielu osób. Uważa, że dla stwierdzenia czy niebezpieczeństwo zarażenia koronawirusem było wtedy wysokie, konieczne byłoby np. zbadanie uczestników, a żaden z nich nie był wtedy na kwarantannie czy w izolacji.

Obrona zwraca też uwagę, że oskarżony wdrożył środki ostrożności: na sali był płyn do dezynfekcji, obsługa pracowała w maseczkach, a goście byli rozsadzeni przy wielu stolikach. Argumentuje też, że przedsiębiorca mógł wtedy legalnie prowadzić działalność gospodarczą i nie on był organizatorem, a jedynie działał na zlecenie i jego rola sprowadzała się do udostępnienia sali i zapewnienia cateringu.

Obrońca Michał Fimowicz w swojej mowie końcowej mówił też o rozstrzygnięciu sądu administracyjnego, do którego przedsiębiorca odwołał się po nałożeniu na niego kary finansowej przez sanepid. Poinformował, że sąd ten uznał, iż wprowadzenie przepisów rozporządzenia Rady Ministrów i nałożona na mocy tych przepisów kara, były niekonstytucyjne. Odnosząc się do zarzutów w sprawie karnej dodał, że – do postawienia ich – konieczne było pobranie wymazu od wszystkich uczestników wesela.

Prokuratura uważa, że sama kara więzienia w zawieszeniu nie wystarczy bo – w jej ocenie – nie jest to realna dolegliwość dla skazanego. Dlatego wnioskuje dodatkowo o 5 tys. zł grzywny. W jej ocenie wina, motywacja (chęć zysku)) i wysoki stopień społecznej szkodliwości czynu wskazują na konieczność orzeczenia kary finansowej, również po to, by wyrok miał wpływ na kształtowanie świadomości prawnej społeczeństwa.

„Oskarżony działał z pełną świadomością, wiedział o tym, że obowiązuje w tym czasie określona regulacja prawna zakazująca organizacji imprez, w których bierze udział tak duża liczba osób. I że takie działanie ma na celu ograniczenie rozprzestrzeniania się wirusa SARS-CoV-2” – mówił w mowie końcowej prok. Tomasz Pianko.

Zwracał uwagę, że przepisy Kodeksu karnego mówią już o samym narażeniu wielu osób na niebezpieczeństwo i nie było obowiązku konkretnego ustalenia, czy ktoś rzeczywiście uległ zarażeniu koronawirusem. „Powszechną wiedzą jest to, że w przypadku bliskiego kontaktu osób, a na imprezie tego rodzaju do niego dochodzi, możliwość zarażenia się wirusem SARS-CoV-2 jest bardzo wysokie” – mówił.

Sam przedsiębiorca nie przyznał się do winy i poprosił o uniewinnienie. Biorąc pod uwagę, że sprawa ma charakter precedensowy, publikację wyroku sąd apelacyjny odroczył do drugiej połowy listopada.

REKLAMA