By uzupełnić straty ponoszone na Ukrainie, Rosja ściąga wojsko znad granicy z państwami NATO. Późną wiosną w okolice Charkowa ściągnięto żołnierzy z jednostek należących do 11. Korpusu Armijnego.
To liczący 11 tys. żołnierzy związek taktyczny, który stacjonował w obwodzie kaliningradzkim, rosyjskiej nadbałtyckiej eksklawie znajdującej się między należącymi do NATO Polską a Litwą.
Zanim Rosja napadła na Ukrainę, był to najbardziej zmilitaryzowany obszar w Europie, gdzie rozmieszczono pułki lotnictwa myśliwskiego i taktycznego oraz rozbudowano infrastrukturę wojskową.
W obwodzie rozmieszczono też wyrzutnie pocisków Iskander, które mają w swoim zasięgu praktycznie całą całą Polskę.
Na wschodnią Ukrainę, gdzie wiosną i latem Rosja prowadziła ofensywę, z obwodu kaliningradzkiego i bałtyckiego wybrzeża Rosji oraz pogranicza z Finlandią ściągnięto ok. 24 tys. żołnierzy.
To 80% stacjonującego tam wojska, a w jednostkach w obwodzie kaliningradzkim pozostawiono jedynie szkieletowe załogi. Z okolic Sankt Petersburga wycofano część chroniących miasto baterii rakiet S-300.
W bazach przy Bałtyku pozostało jedynie rosyjskie lotnictwo. Wg Agencji Reutera, zgodnie z dokumentami pozostawionymi przez żołnierzy 11. Korpusu przed rozpoczętą 6 września ukraińską ofensywą stan osobowy korpusu wynosił 71%, ale w części podległych mu jednostek brakowało nawet trzech czwartych żołnierzy.
W niektórych batalionach służyło po kilkudziesięciu. Wojsko zmaga się z brakami zaopatrzenia i problemami z łącznością.
Tekst ukazał się w segmencie Postęp w Świecie w numerze 45-46 (2022) „Najwyższego Czasu!”, który można nabyć TUTAJ.