
We francuskim Bordeaux, pomimo rozprzestrzeniania się plagi szczurów, „zielone” merostwo nie chce ich zwalczać. Ratusz uważa szczury za „niezbędne”, a jego zdaniem zwalczanie plagi przynosi efekt przeciwny do zamierzonego.
Mieszkańcy coraz mocniej narzekają na rozprzestrzenianie się szczurów na ulicach Bordeaux. W filmie opublikowanym na TikToku 11 listopada mieszkaniec Bordeaux uwiecznił niemal „scenę horroru”. Ulica Leupold jest oblegana przez dziesiątki szczurów. To rzut kamieniem od Place de la Bourse.
W mieście rządzi jednak ekipa z Partii Zielonych (EELV). Według „ekologów” szczury w mieście są przydatne. Merostwo nie pdoejmuje żadnych akcji i zasłania się brakiem „obiektywnych danych” w tej sprawie. Według firmy deratyzacyjnej w piwnicach miasta mieszka około pół miliona szczurów, czyli około dwóch na jednego mieszkańca.
Radni opozycji mówią o skargach mieszkańców i handlarzy w centrum miasta. Gryzonie widać nawet w sklepach spożywczych. „Eliminowanie ich przyniosłoby efekt przeciwny do zamierzonego” – twierdzi jednak merostwo. „Zielony” radny Jean-Baptiste Thony mówi, że „szczury są niezbędne w miastach”, a bez nich „zatkałaby się kanalizacja” i mogłoby to spowodować „potężne trudności sanitarne”.
Radny opozycji Guillaume Chaban-Delmas, nie ma wątpliwości, że problem „zarządzania szczurami” wynika z tego, że u władzy są „zagorzali obrońcy dobrostanu zwierząt”, dla których gryzonie są ważniejsze, niż zagrożenie dla ludzi. Rzeczywiście, wśród polityków Zielonych pojawiały się już nawet propozycje „niedyskryminowania” szczurów i nazywania ich np. naszymi „współbiesiadnikami”.
Źródło: Le Figaro