Wstrząsająca zbrodnia w Wigilię. Zamordowali sąsiadów i wrócili na pasterkę

Krew na rękach Źródło: Pexels
Krew na rękach Źródło: Pexels
REKLAMA

To jedna z najokrutniejszych zbrodni z okresu PRL-u. Miała miejsce Zrębinie w dzisiejszym województwie świętokrzyskim. Czterech mieszkańców wsi na oczach sąsiadów zamordowało młode małżeństwo i towarzyszącego im chłopca. Następnie odebrali od świadków przysięgę milczenia i poszli na pasterkę.

To był 24 grudnia 1976 roku. W kościele w Połańcu trwała właśnie pasterka. Sprawcy wywabili z Mszy Świętej 18-letnią Krystynę Łukaszek, jej 25-letniego męża Stanisława i 12-letniego brata Mieczysława. Skłamano im, że ojciec Krystyny upił się i wszczyna awantury w domu i muszą wrócić, by go uspokoić.

REKLAMA

Do domu musieli iść 5 kilometrów. W połowie drogi nadjechał duży fiat, a za nim dwa wynajęte od PKS-u autobusy z pijanymi mieszkańcami wsi, którzy nie dotarli na pasterkę.

Z fiata wysiadł Jan Sojda, najbogatszy gospodarz we wsi, nazywany „królem Zrębina”. To on, wraz ze swoim szwagrem i dwoma zięciami, dokonał makabrycznej zbrodni.

12-latka przejechali samochodem. 18-latkę, która była wówczas w ciąży zatłukli kluczem od kół. Ten sam los spotkał jej męża. Następnie ciała zamordowanych ułożyli wzdłuż drogi, by upozorować wypadek drogowy. Martwą Krystynę dodatkowo rozebrali, by zasugerować policji, że dokonano na niej gwałtu.

Na zbrodnię z autokaru patrzyło około 30 osób – nikt nie ruszył mordowanym na pomoc. Po wszystkim Sojda wziął różaniec i każdemu ze świadków kazał przysięgać na krzyż, że nic nie powie o tym, co się wydarzyło. Nakłuwał palce przysięgających agrafką i kazał im zostawić krwawy odcisk na kartce. Za milczenie wręczył każdemu pieniądze.

Sojda planował to widowisko od dawna – chciał pokazać mieszkańcom, że wieś jest jego i każdy, kto z nim zadrze, skończy tak samo.

Ofiarę Sojda wybrał już dawno – kiedyś, gdy zgwałcił dziewczynę pracującą z nim w polu, dziadek Krystyny doprowadził go do aresztu, w którym Sojda spędził 8 miesięcy.

W zbrodni najstraszniejsze jest to, że mieszkańcy wioski jak jeden mąż trzymali się złożonej przysięgi. Nikt nie chciał wyjawić policji, kto jest mordercą.

Wszyscy pomagali Sojdzie zacierać ślady, uwierzytelniać wersję o wypadku. Mordercy dostali alibi – milicja była bezradna. Dziesiątki osób, które pomagały ukryć prawdę o brutalnym mordzie, wciąż żyją sobie spokojnie w wiosce.

W końcu ktoś jednak pękł i wyznał prawdę. Niedługo później jego ciało wyłowiono z rzeki. Było już za późno – prawda się wydała. Jana Sojdę oraz jego szwagra Józefa skazano na karę śmierci poprzez powieszenie. Dwóch zięciów „króla Zrębina” skazano na 15 i 25 lat więzienia. Na więzienie skazano też niektórych naocznych świadków.

REKLAMA